Książki, które muszę raz do roku: Gerald Durrell

Tak, tak, w lutym nie jeden tytuł - lecz autor. I cztery spośród wielu jego książek. Niosę Wam pociechę na ten miesiąc, bo widzę, że ledwo ciągniecie. Samo dobro: na cudownej wyspie przyjazny dom, dookoła słońce, morze, plaże, kwiaty, owoce, wspaniałe okoliczności przyrody i tyle śmiechu, ile może ścierpieć komunikacja miejska (a czy TY szpanujesz czytaniem?).

Ja to ja, jestem córką Kłapouchego i Panny Grumpy Cat, nic więc dziwnego, że złorzeczę ludziom, światu i porom roku. Ale zewsząd dochodzi mnie ostatnio zmasowany protest, w którym: Luty, ty dziwko j est zdecydowanie najbardziej łagodnym określeniem. Och, gdybyście słyszeli, co o lutym mówi RedNacz...

Jest ciemno, rzygliwie i ciężko. I w taki właśnie dzień - zimny, przenikliwy, mroczny i ohydny (a był to przecież koniec lata!) angielska rodzina Durrellów zebrała się w salonie. Popatrzmy na nich.

Autor, Gerald, w chwili, kiedy rodzina wkracza na scenę - dziesięciolatek. Enfant terrible. Opętany ciekawością świata i ludzi, miłośnik przyrody, kolekcjoner flory i fauny, mały, podstępny, pomysłowy, bezwzględny w szaleństwie potwór, jak to dziesięciolatki, wiadomo.

Moja rodzina i inne zwierzętaMoja rodzina i inne zwierzęta Moja rodzina i inne zwierzęta Moja rodzina i inne zwierzęta

Jego siostra - Margo, osiemnastolatka. Kwikliwa, nieudolnie kokieteryjna, wiecznie na diecie, uroczo głupkowata, nieustanny pechowiec, katalizator katastrof:

miała nowe cętki trądziku na twarzy już i tak w krostach, niczym w czerwonej woalce.

Leslie, dziewiętnastoletni, poirytowany, gwałtowny. Coś jakby młody Hemingway - wielbiciel strzelby i awantury.

Najstarszy z rodzeństwa, Larry, lat dwadzieścia trzy - intelektualista, egoista, satyr, mieszczuch.

Szedł przez życie jak mały, jasny, sztuczny ogień, który sypie ludziom w głowy iskry swoich pomysłów, potem zwija się z kocią obłudą w kłębek i nie chce brać odpowiedzialności za skutki.

Wreszcie matka - łagodna, bezradna, z trudem ogarniająca dama, wiecznie zdziwiona oś życia rodziny, syzyfowo próbująca przekazać swoim dzieciom jakieś zasady i trzymać pion.

Nigdy nie mieliśmy pewności co do wieku naszej matki, a to z tej prostej przyczyny, że nie pamiętała swojej daty urodzenia. Mogę tylko powiedzieć jedno, że była dostatecznie dorosła na to, by mieć czworo dzieci. Matka żąda również, bym tu zaznaczył, że jest wdową, gdyż jak to bystro zauważyła, nigdy nie wiadomo, co ludzie sobie pomyślą.

Moje ptaki, zwierzaki i krewniMoje ptaki, zwierzaki i krewni Moje ptaki, zwierzaki i krewni Moje ptaki, zwierzaki i krewni

Siedzą, jak wspomniałam, w ten ponury dzień w salonie, charczą, smarczą, cierpią na najróżniejsze choroby, nienawidzą świata i siebie wzajemnie. I nagle Larry wpada na pomysł: rzućmy to wszystko i jedźmy na Korfu.

To wyspa Korfu jest ich Bieszczadami, w które mają uciec przed nieznośnym, brytyjskim klimatem, ludźmi i życiem. Larry rzuca ideę i zapala się do niej całym Larrym, jak to on.  Rodzina staje okoniem i nie zamierza sprzedawać domu, pakować całego dobytku i wynosić się na kraj świata, nie, stanowczo nie, nie ma mowy! Więc oczywiście - robią to.

Ogród bogówOgród bogów Ogród bogów Ogród bogów

To nie jest obiektywny opis życia angielskiej rodziny na greckiej wyspie, na początku dwudziestego wieku. Mimo iż - jak podkreśla stanowczo autor - wszystkie wydarzenia i postaci są całkowicie prawdziwe. I ja mu wierzę, lecz książki Durrella to bajka. Pełna słońca, zapachów, pięknych widoków, humoru, radości, smaków, zwierząt i kwiatów - bajka. Narratorem jest mały Gerry i oglądamy Korfu jego oczami, oczami miłośnika każdego skorpiona, dżdżownicy i węża, jakie napotka na drodze. Niestrudzony badacz przyrody, ciężko zafascynowany wszystkim co żyje, znosi jajka, karmi młode, pożera, wydala, poluje, zabija, buduje gniazda i kopie nory: Gerry jest demokratyczny w miłości - kocha puszyste szczeniaczki, małe sówki i osiołki na równi z pająkami, agresywnymi albatrosami i modliszką. Żyje w pięknej symbiozie z tubylcami i całym światem, nie może też uniknąć interakcji z rodziną, która jest...  cóż...  Durrellami. Ze wszystkimi durrellowskimi szaleństwami, fobiami, awanturami, kłótniami i namiętnościami. Żyją, przeżywają, obserwują, polują, piszą, stroją się, gotują, zmieniają kolejne domy, walczą ze służbą, sprowadzają na wyspę swoich - równie szurniętych, jak oni - przyjaciół. Nawet, kiedy Margo zalewa się łzami, Larry dostaje szału, Leslie robi koleją dziwną, niebezpieczną rzecz, a Gerry szczuje rodzinę jadowitymi skorpionami - z każdego zdania bije radość życia, zaraźliwa, ujmująca, szczera.

MenażeriaMenażeria Menażeria Menażeria

Mały Gerry dorósł, ale nie wyrósł ze swoich pasji. Wydał wiele książek, opisywał swoje życie i podróże po całym świecie, ale ja najbardziej lubię - i chcę Wam polecić - te cztery. Najwięcej w nich tego, co nam teraz potrzeba. Nie bez znaczenia jest pewnie fakt, że w tych czterech pisze dużo o swojej rodzinie. A ostatnio bardzo bym chciała być Durrellówną. Przeczytajcie, a zrozumiecie - dlaczego.

Całe dobroCałe dobro Całe dobro Całe dobro

Tradycyjnie wykładam się przy próbie rekomendacji książek, które znaczą dla mnie najwięcej. Zawsze mam wrażenie, że nie umiem - zachęcić, oddać uroku, przekazać, jakie to dobre. Uwierzcie mi jednak - te książki to idealne lekarstwo na cholerny luty, roku 2014. Robi się od nich lepiej, łatwiej, zaczyna się wierzyć, że jeszcze kiedyś przyjdzie lato i że w końcu będzie dobrze.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.