Wyznania sowy - żyję nocą, nie polecam

Mam takie marzenie, że zaczynam prowadzić higieniczny tryb życia. Wstaję o świcie, zaczynam dzień od zdrowej przebieżki, dwa okrążenia wokół parku, w drodze powrotnej kupuję siatę świeżych bułeczek i gdy rodzina dopiero się budzi - ja już nakrywam stół do śniadania. Dzień spędzam na pracy, wieczór na rozrywkach, a w nocy śpię. Brzmi prosto i wygodnie, co? Nie dla mnie. Jestem sową.

Sowy nie są tym, czym się wydają , jak wiemy. Toteż nie jestem symbolem mądrości, przepływającym majestatycznie i bezszelestnie przez noc i płoszącym przypadkowych spacerowiczów. Umówmy się - ja się przez tę noc przebijam, łopatą i łomem, a płoszę - owszem, tych, którzy mają nieszczęście zetknąć się z moją promienną, świeżą twarzyczką - o poranku.

Próbowałam, o, jak bardzo próbowałam. Ileż razy. Od małego. Od wczesnej młodości. Odkąd moja Mama z troską próbowała wytłumaczyć mi, że tak się nie da żyć, nie da się czytać, pisać, zakuwać po nocach - bo rano trzeba będzie wstać i jechać do szkoły, pracy i to raczej nie po trzech godzinach snu. Zwłaszcza, jeżeli kocha się spać. A ja kocham i umiem.

 

Toteż regularnie próbuję zostać tym cholernym skowronkiem. Ot, ostatnio pozbyłam się rodziny. Na tydzień, spokojnie, jednak jestem do nich przywiązana. Nagle okazało się, że nie mam wymówek. Mogę wstać o normalnej porze, zjeść śniadanie i zabrać się do pracy. Cały dzień tylko dla mnie. Żadnego: Mamo, powiedz mu! Żadnego: Kochanie, mogłabyś? Żądania kota mogę ignorować. Telefon wyłączyć. Domofon zablokować. Mogę pracować cały dzień. Dzień! Nie noc.

Co więc robię? Zakładając, że jednak wstałam, bo - jako się rzekło - kocham spać? Otóż, drogi Czytelniku - snuję się. Och, jak pięknie potrafię się snuć. Z pasją i talentem. Nadając temu nawet pewne pozory użyteczności i celowości. A to wbłąkam się  do kuchni i wyszoruję płytę. A to czyste pranie poukładam. A to posegreguję dziecięce zabawki. A to poskaczę komuś do gardła online. Królewna Prokrastynacja, wiadomo. I owszem, próbuję pisać. Bezskutecznie. W tej głowie nic nie działa. Można by powiedzieć - normalne i oczywiste. Co tam ma działać, skoro nic tam nie ma, nieprawdaż. A jednak. Stan stuporu i marazmu cudownie ustępuje wraz z zachodem słońca. Ożywiam się nagle. Rozlazłe dotąd ruchy nabierają sensu i zborności. Nagle wiem, co i jak chcę napisać. Nagle rwę się do pracy, biegania po parku, lepienia pierogów. Wszystko to chcę robić w nocy.

Siny poblask monitora. Upiększa o północySiny poblask monitora. Upiększa o północy Siny poblask monitora. Upiększa o północy Siny poblask monitora. Upiększa o północy

W nocy świat jest lepszy i ewidentnie przyspiesza. W nocy chce mi się żyć. W nocy źle śpię, dręczą mnie koszmary i niepokój, leżę z otwartymi oczyma i zastanawiam się, dlaczego marnuję czas, który mogłabym przeznaczyć na tyle ważnych dla mnie działań.

Za to w dzień - śpię jak dziecko. Nie szkodzi, że jasno, hałas, że za ścianą toczy się normalne życie. Ja śpię. Rozkosznie i bez złych snów. Nawet, jeżeli zmuszę się do wstania przed dwunastą w południe, nawet, jeżeli z całej siły będę nakłaniać ciało i głowę do normalnych działań - nic z tego nie wyjdzie. Będę się snuć i ziewać, wyprostuję się i oko mi błyśnie dopiero o zmroku.

Tak się nie da żyć. Nawet, jeżeli ma się w miarę wolny zawód, nawet, jeżeli sprytnie ustawi się życie rodzinne i towarzyskie tak,  aby funkcjonowało przy zaawansowanym sowizmie. Nie wyjdzie. Inni ludzie potrzebują cię za dnia, nie wtedy, kiedy ty chcesz żyć, czyli w nocy.

Spałam dziś mało, kilka godzin, bo wczoraj pisałam do czwartej rano, a potem postanowiłam, że otóż od świtu zabiorę się do pracy. Nie zrobiłam nic. Przez cały dzień. Poza rosołem i praniem. Cały dzień bezsensownych, jałowych prób mobilizacji. Za dwadzieścia minut północ. Nie chce mi się spać. Jestem żywiutka i pełna energii. Chcę rozmawiać, iść na zakupy, pracować, biegać, myć okna i odpisywać na zaległe maile. Chętnie pobawię się z dziećmi. Tylko że wiecie, już od dawna śpią. Wstaną, kiedy ja będę już podochodzić do lądowania.

Jestem sową. Nieustannie poirytowaną, wiecznie niezrozumianą przez skowronki, niedopasowaną do świata, w którym wszystko dzieje się od rana. Mój sowizm jest nieuleczalny i komplikuje mi życie. Czy jest na sali ornitolog?

Więcej o:
Copyright © Agora SA