Chcę Ci powiedzieć, drogi Czytelniku, płynąc na fali przedświątecznego uniesienia, że Cię właściwie lubię. Do tego zdumiewającego dla mnie (bo ja przecież nikogo nie lubię, taka prawda) wniosku doszłam całkiem niedawno i trochę nie wiem, co z nim zrobić. Tak mi on jakoś nie licuje z moją "siedzę na kanapie i mam za złe" osobowością.
Oczywiście bez przesady, nie mogę powiedzieć, żebym szczególną estymą darzyła Cię, Czytelniku, kiedy dzielisz się ze mną swoimi emocjami wyrażanymi przez:
Nic na to nie poradzę, jestem próżna, zepsuta i lubię, jak mnie lubią, na pewno tylko ja tak mam, reszta ludzkości jest na aprobatę i dezaprobatę równo odporna i niewrażliwa, zważcie jednak, że ja się do swojej słabości przyznaję.
Ale poza tym, drogi Czytelniku - czasem naprawdę rozbrajasz tykającą bombę we mnie. Płakałam ze śmiechu, czytając, co dziewczyny noszą w torebkac h i raz na godzinę typowałam zwycięzcę, co z tego, kiedy zaraz nadpływał poważny tego zwycięzcy konkurent.
Zryczałam się, bynajmniej nie ze śmiechu, jak sentymentalny pies nad listem młodej wdowy z dwójką dzieci, nie wnikając (wnikliwość źle robi sentymentom), czy to aby prawda i czy z każdej strony.
Po takich informacjach zawsze robię się pokorna i przestaję narzekać na to, co mnie w życiu boli i uwiera. Do czasu, wiadomo, bo pamięć mam równie niedoskonałą, jak charakter. Ale owszem, myślę sobie wtedy przez dłuższą chwilę pod własnym adresem: I tobie, idiotko, wydaje się, że masz problemy? Że ci się nie układa? Doprawdy.
Tak więc, drogi Czytelniku, mówię to bez cienia właściwego mi sarkazmu i cynizmu - kiedy nie bluzgasz, nie obrażasz, nie wypowiadasz się o tekście, z którego przeczytałeś tylko lead, a i to bez zrozumienia, kiedy nie jątrzysz i nie judzisz, albo przynajmniej robisz to mądrze i w sensownym celu, kiedy dyskutujesz myśląc i rozumiejąc i kiedy zmuszasz mnie do ponownego przetrawienia moich własnych poglądów, w ogóle - kiedy dajesz mi do myślenia i każesz się zastanawiać, kiedy udowadniasz mi, że moja choroba, moje dziwactwo, moje wnioski i mój wkurw powszedni - nie są tylko moje - wtedy ALEŻ Cię lubię, drogi Czytelniku!
A skoro już płyniemy na wspomnianej, przedświątecznej fali i skoro już wyznałam Ci, drogi Czytelniku, swoje uczucia - zachęcam Cię do wyznania swoich pragnień. Pragnienia muszą się, niestety, ograniczyć do tego, czym mogę Ci służyć (taka ze mnie kiepska dobra wróżka) - czyli do tekstów. Dawaj, drogi Czytelniku, trzy życzenia. O czym mam Ci napisać? Polityka? Miłość? Nienawiść? Książka? Zwierzątko? Bachor? Przepis na obłą figurę (wiecie, taki, jak tu )? Opowiastka z dzieciństwa, kiecka, bucik, Gałczyński, II Rzeczpospolita, Katarzyna Jagiellonka? Na podstawie życzeń dokonam niesprawiedliwego i całkowicie subiektywnego wyboru - ale zawsze to jakiś Twój wpływ na treści, które do Ciebie skieruję.
Roman Alfred pozdrawia. Z fochem. Roman Alfred pozdrawia. Z fochem. Roman Alfred pozdrawia. Z fochem.
Tylko nie proś mnie, drogi Czytelniku, żebym nie pisała wcale. Raz - że będzie mi smutno. Dwa - że to i tak nic nie da, rozumiesz.
Buziaczki.