Kobiety, które nienawidzą mężczyzn: powodzenia, jęczybuły!

Naprawdę? Naprawdę żyjemy w odległych od siebie nawzajem galaktykach i ta moja jest pełna świetnych, fascynujących,wykształconych, ciekawych, mądrych i rokujących mężczyzn, a ta Wasza - niedouczonych nieudaczników w klapkach Kubota i brudnych skarpetach?

Przyznam, że kiedy wpadły mi w oko raz, drugi i trzeci - czytałam te jęczybulsko -roszczeniowe teksty trochę dla beki, przepraszam, niewymagającej rozrywki, a trochę traktując jak generator klików. Się czyta, się dziwi, się komciuje, nie? Wiadomo.

Ale gdy natknęłam się na kolejną Wkurzoną brwi podjechały mi pod samą linię włosów, a już przy wyznaniu laski, która "kopnęła męża w dupę" na czole ukazały mi się stygmaty, czerwone litery, układające się w wielkie, pulsujące WTF?

Krajobraz po randceKrajobraz po randce Krajobraz po randce Krajobraz po randce

Ja wiem, wszystko rozumiem. Ten, kto zapuszcza się w rejony codzienników feministycznych sam jest sobie winien i niech nie zgrywa Jelonka Bambi poznającego świat. Ale jednak, ale mimo wszystko, ale ja bardzo przepraszam, ale....

DROGIE PANIE - WY TAK SERIO?

Naprawdę? Naprawdę żyjemy w odległych od siebie nawzajem galaktykach i ta moja jest pełna świetnych, fascynujących, wykształconych, ciekawych, mądrych i rokujących mężczyzn, a ta Wasza - niedouczonych nieudaczników w klapkach Kubota i brudnych skarpetach? Naprawdę proporcje są tak bardzo zaburzone i ja owszem, tylko czasem, rzadko, od święta trafiam na niechlujnego świra z obleśnym dowcipem, za to Wy góra raz na rok spotykacie faceta z klasą i najczęściej ma on dwie żony, chłopaka i jest księdzem, oraz widzicie go wyłącznie na ekranie telewizora?

Naprawdę tylko w moim świecie mężczyźni to fascynujące, nie do końca zrozumiałe stwory, które myślą inaczej, działają inaczej, zaskakują, nakręcają, cholernie ciekawią i pociągają? Naprawdę tylko w waszym świecie mężczyźni to dziwaczne, kompletnie niezrozumiałe stwory, które myślą inaczej, działają inaczej, zawodzą, odstawiają parszywe numery, cholernie wkurzają i brzydko pachną?

Powiedz mi, moja obrażona na cały samczy rodzaj gwiazdo - czy człowiek, z którym się trwale (w założeniu) związałaś i któremu zdecydowałaś się urodzić potomstwo był - w fazie przedzwiązkowej i przedprogenituralnej - uroczym, wynoszącym śmieci, wrzucającym do brudów skarpetki, przynoszącym pensję, przecierającym blat i korzystającym z prysznica oraz kosmetyków księciem? Był, mówisz? Zmienił się dopiero po fakcie, znienacka i podstępnie? Dokonałaś dojrzałego, przemyślanego wyboru i zostałaś po prostu wrednie oszukana? Kompletnie nie znałaś osoby, z którą poszłaś w poważny, zobowiązujący układ? Rodzice obiecali wam kupić mieszkanie, jak się pobierzecie? Byłaś tak zakochana, że nie wiedziałaś co robisz, więc zdecydowałaś się na ślub, na zasadzie "jakoś to będzie, tak bardzo się kochamy"? I potem on oszalał, choć Ty byłaś jak anioł, sprawny, oddany, zarabiający i bez skazy? Współczuję ci, serio. Bardzo nieciekawa sytuacja. Ale w takim razie - dlaczego podciągasz pod wspólny, śmierdzący mianownik wszystkich facetów? Dlaczego zakładasz, że twój nieudany związek to wzorzec i reguła, a oni są zwyczajnie podli i brudni? A, rozumiem, chcesz w ten sposób odstraszyć ewentualnych kandydatów do dzielenia z tobą łoża i stołu. Chapeau bas zatem - doskonała, skazana na powodzenie taktyka.

Gwoli sprawiedliwości - czy moje życie osobiste to triumfalny marsz sukcesu, uwieńczony wiecznym szczęściem? Akurat. Byłam w różnych związkach. Niektóre kończyły się paskudnie, inne po prostu się kończyły. Czy znienawidziłam przez to wszystkich mężczyzn? Nie, a dlaczego miałabym? Mężczyźni są fajni, lubię ich. Czy jestem pewna, że mój obecny, najpoważniejszy, przypieczętowany dziećmi, kredytem, papierkiem związek przetrwa? Akurat. Statystyka jest przeciwko mnie. Ale jestem z najlepszym mężczyzną, jakiego poznałam w życiu. Związałam się z nim wierząc, że ludzie się nie zmieniają i nie próbując go zmienić. Szanuję go, wkurwia mnie, kocham go, lubię i czasem mam dość. Jest doskonałym fachowcem, świetnym ojcem, przepysznie gotuje i cholernie mi imponuje. To są cechy, które widziałam w nim od początku. Czy czasem chcę mu roztrzaskać na głowie flakon po Babci? Czy zakładam, że za rok dwa może odjechać ode mnie w czerwonym porsche, z chudą, lecz cycatą dwudziestolatką u boku? Czy może być tak, że u progu menopauzy lub właśnie na złość wcześniej sama zawinę się w jakąś przedłużoną seksturystykę i zostanie po mnie tylko kilwater na ciepłym morzu? Och, moi drodzy, jasne, że tak. Bo wiecie, statystyka.

Czy sekret leży w byciu singlem? Otóż nie bardzo. Znam singielki, które radośnie bujają się z kwiatka na kwiatek, bo tak lubią. Urocze, zabawowe, wdzięczne. Kochają mężczyzn i nie chcą mieć tylko jednego. Rozumiem to. Znam singielki, które zwyczajnie mają poprzeczkę bardzo wysoko. I zwyczajnie wśród kolegów, kumpli, przyjaciół, współpracowników, przechodniów, znajomych z paintballa - nie znajdują tego kogoś, z kim chciałyby spędzić więcej, niż kilka nocy. Świadomy, przemyślany wybór. Rozumiem to.

Znam kobiety, które trwają w nieudanym związku. Bo jeszcze się nie zebrały, bo brak odwagi, bo dziecko i kredyt. Już nie chcą, ale jeszcze muszą. Kiedyś pieprzną tym wszystkim o ścianę, wyjdą z kotem w kontenerze i dzieciakiem na ręku, poszukają nowego, albo zdecydują się być same. Kiedyś pogodzą się z tym, że jest, jak jest. Kiedyś ułożą sobie życie. Lub nie. Rozumiem to.

Znam takie, które skończyły, którym skończono. Na dnie doła, Rowu Mariańskiego, z fochem i szlochem. Jeszcze się przez to przegryzają, jeszcze nie przetrawiły. Nienawidzą faceta, który im to zrobił, brzydzą się facetem, któremu to zrobiły. Wiedzą, że facetów jest wiele. Różnych i innych. Wiedzą, że w morzu jest pełno ryb. Rozumiem to.

Nie znam ani jednej mądrej, dorosłej, atrakcyjnej, nie straumatyzowanej kobiety, która by nienawidziła mężczyzn. ANI JEDNEJ.

Czytam o kobietach, które nienawidzą mężczyzn, wszystkich, w czambuł, jako gatunku jednocześnie aż popiskując z chęci posiadania jakiegoś na własność. Bije od nich desperacja i obrzydzenie, dezaprobata i chętka jednocześnie. Powodzenia, kochane. Umówcie się (jak się już jakiś trafi) z nim na randkę, a potem opowiedzcie, jakie z mężczyzn są straszne, ślepe, tępe, krzywdzące niewinne owieczki, podłe z natury i głupie z założenia penisy. Jak nimi gardzicie, jak ich nienawidzicie, jak nie dorastają do waszych wyśrubowanych wymagań. Jakie z was nieskalane księżniczki, jakie z nich umazane kompostem pastuchy. Bardzo wam z tym będzie do twarzy, sam urok i czar.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.