Nie pójdę głosować, pocałujcie mnie w idealizm

Po latach okazało się, kto tu był bardziej dojrzały i kto miał lepszą ocenę sytuacji, w przód i w tył. Po latach idę do Canossy i przyznaję rację, na gorset założę pokutny worek i poklęczę w stokrotkach, z braku śniegu. I nie pójdę głosować.

Nie pójdę, żebyście wiedzieli. Ja. Ja! Która wiecznie miała "przywilej i obowiązek" na ustach. Z moim niegdyś do znudzenia deklarowanym: "Nam nie jest wszystko jedno, ok, może wam, ale mnie nie." Z przezabawnym: "Mój głos ma znaczenie", dumnie niesionym do każdej urny, odkąd tylko przyznano mi ten przywilej, odkąd pierwszy w życiu raz umalowałam rzęsy- do zdjęcia w dowodzie, który potem z pozorowaną niedbałością przedkładałam Szanownej Komisji, czując się Ważna, Wpływowa, Świadoma i Inteligencka.

Ja nie pójdę głosować. Ja, która przy pomocy przyjaciela wlewałam w mężczyznę mojego życia pokaźne ilości whisky, późno w noc uprawiając długie Polaków rozmowy, prosząc, grożąc, szantażując, tłumacząc, dolewając, zachęcając i oferując wszystko, włącznie z własnym ciałem, żeby tylko zmienił zdanie, żeby przestał wiać cynizmem i nihilizmem, żeby zagłosował, bo każdy głos się liczy. Przecież ma poglądy, przecież wypowiada je z ogniem i werwą, przecież w coś wierzy, a czegoś nie toleruje, więc dlaczego tak, to nie fair, niedojrzale, nieobywatelsko, czegoś nas przecież w tych szkołach nauczyli, na naszych barkach spoczywa... bla bla bla.

Na gorset założę pokutny worek i poklęczę w stokrotkach, z braku śniegu. I nie pójdę głosować.

Po latach okazało się, kto tu był bardziej dojrzały i kto miał lepszą ocenę sytuacji, w przód i w tył. Po latach idę do Canossy i przyznaję rację, na gorset założę pokutny worek i poklęczę w stokrotkach, z braku śniegu. I nie pójdę głosować.

Było gdzieś, nie pamiętam kiedy, ani u kogo, o tym, że we Włoszech w okresie totalnej korupcji rządu i ogólnego upadku oraz degrengolady polityków - gospodarka kwitła i prosperowała, gdyż Najwyżsi byli zajęci dopychaniem się do żłoba i opróżnianiem go, a przedsiębiorcy mogli spokojnie, po cichutku prosperować, napędzając państwową machinę, nie niepokojeni przez durne pomysły, betonowe deski ratunkowe i "biurokratyczny, śliczny zdrój".

Ja się pytam, komu to przeszkadzało?

Wychowam dzieci i nauczę je czego będę mogła. Bez waszej pomocy, a na ogół przy waszym zdecydowanym sprzeciwie.

Nie pójdę więcej głosować. Nikt z was nie jest wart mojego kwadransa i mojego podpisu. Jest mi naprawdę obojętne, kto będzie mi zaglądał pod kołdrę z zaleceniami i ograniczeniami, w moim imieniu pieprzył bzdury, utrudniał życie, miał tysiąc głupich pomysłów na miesiąc i milion niezrealizowanych obietnic na kadencję. Nie ufam już nikomu z was, polityków i nie chcę mieć z wami nic wspólnego. Nie obrażam się, obrażają się pokojówki, nie popadam w rozgoryczenie, popadają nieudacznicy i przegrani. Ja sobie poradzę. Jestem jak chwast, przystosuję się do gleby, kwaśnego deszczu i spalin, przebiję beton i asfalt, możecie mi skoczyć. Poradzę sobie mimo waszych ideowych pyskówek, pozorowanych działań, dziurawych dróg i posranego szkolnictwa. Wbiję zęby w ścianę i przetrwam, was i następny sort również. Wychowam dzieci i nauczę je czego będę mogła. Bez waszej pomocy, a na ogół przy waszym zdecydowanym sprzeciwie. Cynicznie wezmę, co mi się uda, nachapię się ile będę mogła, będę kłamać, kombinować i lawirować, byle przetrwać. Płacąc jednocześnie podatki i nie kradnąc przy tym, uwierzycie, drodzy rządzący, że tak się da?

Mogę kupować środki antykoncepcyjne w melinach, chronić dzieci przed maturą z religii, zdobywać książki na lewo i słuchać jakiejś Wolnej Europy 2.0 (czytaj: oglądać seriale, których u nas nigdy nie będzie, jakie pokolenie, taki bunt). Jestem przedsiębiorcza, zdeterminowana, mam motywację wielką jak stan Iowa i zawsze, zawsze dawałam sobie radę. Teraz też dam, możecie być pewni.

Nikt z was mi nie ułatwi, nie załata dziury w drodze krajowej, nie zapewni emerytury, nie sprawi, że w miejscu kościoła wyrośnie wypasiony szpital.

Dojrzałam do myślenia, że nieważny szyld, barwy kampanii i nazwisko, wszyscy jesteście po jednych pieniądzach. Nikt z was mi nie ułatwi, nie załata dziury w drodze krajowej, nie zapewni emerytury, nie sprawi, że w miejscu kościoła wyrośnie wypasiony szpital. Nikt z was mi nie poda ręki kiedy zachoruje moje dziecko, przeciwnie, będę musiała się krwawo i z rozpaczą przebijać przez durny system, szantażować dyspozytornię karetek, recepcjonistkę, lekarza, pielęgniarkę, rehabilitanta.

Mam już dość głosowania "nie za, tylko przeciwko", to nic nie zmienia, czas zmian już był i minął, teraz nie ma znaczenia, co zrobię. Nie ma znaczenia na kogo nie zagłosuję. Mój głos nie ma znaczenia. Róbta, co chceta. Oraz "good night, and good luck".

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.