Dlaczego nigdy nie będę koleżanką własnego dziecka?

Można się przecież z potomstwem elegancko kolegować, wymieniać ubraniami, zwierzać ze wszystkiego, albo chociaż z większości, uprawiać wspólnie nordic walking i razem tłuc serial o angielskiej arystokracji, prawda?

Najlepsi kumple

No właśnie, dlaczego nie będę? Przecież to takie fajne. Nowoczesne. To wyraz wsparcia i zrozumienia własnego dziecka. Odmładza matkę i dodaje pewności siebie szczeniakowi.

Dalej, dziecinko, natrąbmy się razem, ty mi opowiesz o swojej sympatii, ja tobie o koledze z pracy, który generuje mi miękkie kolana, ach, gdyby nie twój ojciec, a właściwie będzie dosko, dawaj.

Nie, oczywiście, to skrajny i stronniczy przykład, bliskość i przyjaźń nie zasadza się na wspólnym rozpracowywaniu butelki wina i celebrowaniu plotasków o seksie. Można inaczej i w ogóle - co ja mam za wzorce, że mi to do głowy przychodzi? Można się przecież z potomstwem elegancko kolegować, wymieniać ubraniami, zwierzać ze wszystkiego, albo chociaż z większości, uprawiać wspólnie nordic walking i razem tłuc serial o angielskiej arystokracji, prawda?

Doprawdy, jak to piszę, to sama nie widzę nic złego w wymienionych. Ale nie. Jednak nie. Za żadne skarby, instynktownie, być może nieracjonalnie i raczej bezapelacyjnie - nie.

Ponieważ nie jestem nowoczesna. Ponieważ z przewrotną satysfakcją używam frazy: "Mnie inaczej wychowano." Ponieważ po latach dostrzegłam profity pruskiego drylu i wyznaczania granic. I jestem za nie mojej Mamie głęboko wdzięczna. Patrzę w lustro oraz wstecz i nie jestem do końca pewna, czy aby tak potrafię. Ale będę się starać.

Tak całkiem nienowocześnie i staroświecko myślę, że rodzic jest od stawiania granic. Od bycia jednak trochę stróżem, strażnikiem i strażakiem. Od wspierania, jasne, ale tak, żeby wspieranie nie zmieniło się w bycie bratem - łatą, kumplem, z którym się najpierw łazi po drzewach, później po knajpach, a na końcu po klubach seniora. Sorry, taka rola. Nie ma, że lekko, łatwo, że mówimy sobie po imieniu i pijemy razem wódkę (no ok, mówienie po imieniu jeszcze zniosę, nawet bez specjalnego bólu). Jestem tu jako ostateczna instancja, podam ci rękę i postaram wyciągnąć ze wszystkiego, w co wdepniesz, bo jesteś moim dzieckiem. Oleję przyjaciółkę, koleżankę, znajomego w kłopotach, ale ciebie nie oleję nigdy. Będę zawsze, kiedy będziesz mnie potrzebować. Nie mówię tego często i każdemu.

Tak więc, drogie dziecko, córeczko, synku, możemy razem malować paznokcie, pożyczać sobie biżuterię i chodzić do kina. Możemy razem pływać (ale nie biegać), rozważać pojęcie dobrego garnituru, chętnie też wytłumaczę ci, dlaczego wolę siodło westernowe od angielskiego. Nauczę cię lepić pierogi z falbanką i wyjaśnię moc czy niemoc niektórych zachowań. Możesz mi się zwierzać ze wszystkich swoich kłopotów, postaram się stanąć na wysokości zadania, zrozumieć na ile się da i pomóc, na ile będziesz tego oczekiwać. Spróbuję w porę podać alka - seltzer i polecić ci dobrego lekarza. Nie będę cię okłamywać, ale nie czuję potrzeby zwierzania ci się, od tego mam koleżanki. Nie uważam też, żeby to w porządku obarczać cię moimi kłopotami. Masz swoje, stosowne do twojego wieku, na pewno nie mniej absorbujące. Nie potrzebujesz do tego dokładać mojego garbu.

Narażam się, wiem. Obawiam się zresztą, że najmocniej oberwę od tych, którzy uważają, że z dzieckiem się kumplują, choć wedle mojej definicji i w moim świecie są po prostu fajnymi rodzicami, będącymi blisko ze swoimi dziećmi. Może właśnie pod definicją jest pies pogrzebany. Może przez "przyjaciółka swojego dziecka" rozumiem układ mocno umowny i ulotny, który nie narzuca żadnej ze stron obowiązków i nie zakłada trwałości. Który jest dobrowolny, wszak przyjaciół sobie wybieramy, nie? Wybacz, słoneczko, ale matki sobie nie wybierasz i oto taką mnie masz, nic na to nie poradzimy, będę wymagać, żądać, pilnować, będę innym pokoleniem, moja faza nie jest twoją fazą i lepiej, żeby nią nie była.

A kumpli, przyjaciół i znajomych znajdziecie sobie, drogie dzieci, samodzielnie. Nie muszę wam w tym pomagać, ani robić za produkt zastępczy. Tego jestem pewna. W końcu jesteście naprawdę świetne.

KumpleKumple Kumple

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.