Czasem lubię być sama choć wcale nie jestem samotnikiem i wszystko w porządku z moim związkiem

Wyszedł bez niej. Sam, całkiem sam. A ona nie miała żadnych planów. I została w domu. SAMA. Albo miała plany, ale przecież mogła zmienić. I on mógł zmienić. Mogli wyjść razem. Albo razem siedzieć w domu, owoż też uciecha, nie? Na wakacje osobno? No to już jest szczyt wszystkiego. Tak się zwyczajnie nie robi. Nie po to ludzie wiążą się w pary, żeby potem robić coś w pojedynkę. To nie ma sensu.

Nie, to nie będzie tekst o tym, że spuść go ze smyczy, a wróci jak bumerang (choć nie neguję tej tezy). Ani o tym, że bądź tajemniczą, niedostępną górą lodową (pod Titanikiem, tak), a wygrasz w cuglach każdego księcia (ani słowa o sensie tego wyścigu). Ani o tym, że każda potrzebuje gerls najt ałt, gdyż takie jesteśmy wciąż młode, szalone i tego, nieokiełznane wariatki, hej, gdzie szampan i gołe czipendejlsy.

Może być trochę o tym, że trochę rozumiem. Że można czuć się niepewnie i chcieć stosować chwyt, który moja Babcia nazywała "choć ty za ogon, ale i przytrzymaj". Albo że można nie mieć dość tej drugiej osoby i chcieć z nią być więcej i częściej, i w każdej wolnej chwili i wstawać godzinę wcześniej, żeby razem spędzić 25 h na dobę.

No, ale zakładając, że żaden z powyższych przypadków - powiedz mi tak uczciwie: naprawdę nie lubisz być sama? Serio? Tylko ja tak mam, kolejna patologia i mutacja? Wiesz, sama, samiuteńka, home alone, cały kwadrat tylko dla ciebie. Jak Bridget, która marzyła o tym, żeby zamknąć się w mieszkaniu i jeść pączki, ubrana w sweter poplamiony jajkiem. (I zaraz poczucie winy: "przestanę zachowywać się jak fleja, kiedy jestem sama, mam sobie wyobrażać, że ktoś mnie obserwuje".)

No więc ja czasem chcę, żeby nie obserwował nikt. I to nawet bez pragnienia wypuszczenia na żer wewnętrznej flądry. Nie od związku, ślubu, nie od potomstwa - mam tak od zawsze. Nie umiałam chodzić na spacer w towarzystwie. Nie działała na mnie idea wspólnej nauki. Na propozycję "pobiegajmy razem" mam wzdryg niechęci. Choćby ta propozycja była od osoby, która zwykle generuje miękkie kolana, brzydkie myśli i orgazm intelektualny, z tym nieintelektualnym w perspektywie.

Wcale nie jestem samotnikiem. Mam świetną, przyjemnie pokomplikowaną rodzinę, mam przyjaciół, mam znajomych. Bliższych i dalszych. Na każdy nastrój i na każde klimaty. Spędzanie z nimi czasu jest celem, który mam na oku zapieprzając po nocy i żonglując powinnościami, żeby się wyrwać, pobyć, zabawić.

Pojechali i zostawili mnie samiutką w ogrodzie, laboga!

Niemniej jednak, czasem, zdecydowanie: idźcie sobie wszyscy, proszę. Czterolatki na kinderbal z nocowaniem, kot kastrat na grupę wsparcia, mężczyzna na jakieś polowanie na mamuty. Niech ja chwilę zostanę sama, niech nikt na mnie nie patrzy, nikt niczego nie chce, nie mruczy, nie krzyczy, nie pyta.

Ten film, nad którym chcę sobie sama poryczeć. Ten serial, który oglądam w cichości i przy zasłoniętych żaluzjach, bo wstyd. Ten samotny spacer, napędzany wkurwem, albo smutkiem. Ten głęboki sen, w cichym, ciemnym pomieszczeniu, gdzie tylko przeciąg, kołdra i ja. Już nie mówię o banałach typu ach, maseczka, ach, paznokcie.

Bywają ekstremalne przypadki, kiedy stawiam życie na głowie, żeby na trzy dni uciec o 500 km i milczeć w pustym mieszkaniu.

"No to po co ty ślub brałaś?" (Żeby się razem rozliczać, wiesz.) Żeby się nachapać samotności i wracać. Żeby zatęsknić, żeby sobie przypomnieć - po co. Żeby sobie - na wszelki wypadek - udowodnić, że jestem odrębna i umiem tylko dla siebie, choć zobowiązania wiążą mocno i dobrowolnie. Żeby mieć łóżko tylko dla siebie, spać na nim na ukos i móc się owinąć kołdrą, nie mówcie mi, że to nie ma znaczenia.

Wcale nie chcę być sama, gdybym chciała, to ułożyłabym życie inaczej. Ale czasem muszę sama pobyć. Żeby nie zwariować, dla higieny psychicznej, z kaprysu, żeby sprawdzić, czy mogę.

Jedź sobie sam na tę deskę. Nienawidzę gór i śniegu. Nie, nie chcę na ciebie czekać z grzańcem i wizją sauny. Serio, myślisz, że mogłabym emerycko uprawiać spacery po miasteczku? Jedź, baw się dobrze. I zrób tak, żebym mogła z nimi na żagle. Tylko z nimi.

Jak wrócę, to ci opowiem.

Wrócę. I ty też wróć.

Może o to chodzi właśnie.

Autorka stara się dać wyraz swoim upodobaniom poprzez różne środki artystyczne

Więcej o:
Copyright © Agora SA