Ryczące bestie w babskich rękach

Agata Połajewska
Miłośnicy wielkich maszyn i głośnej destrukcji mieli w ten weekend swoje święto. W Warszawie, na Stadionie Narodowym odbył się pokaz siły i możliwości wspaniałych Monster Trucks. A ja poznałam kobiety, które siadają za kierownicą tych ryczących bestii.

Czym są Monster Trucki? Za wszystkim stoi oczywiście marzenie. W 1975 roku Bob Chandler, skromny budowlaniec z St. Louis, postanowił sprawić sobie naprawdę wielką ciężarówkę. Przerobił w tym celu swojego Forda F-250 z 1974 roku. Z auta korzystał głównie w weekendy, szalejąc po bezdrożach.

Po kolejnych eskapadach okazywało się, że sklepy motoryzacyjne nie oferują części potrzebnych do częstych napraw Forda. Chandler postanowił więc założyć własny. Interes funkcjonuje zresztą do dziś. Jego ukochana ciężarówka była wykorzystywana jako jeżdżący billboard dla sklepu. Chandler wyposażał ją w kolejne akcesoria. Pierwszą modyfikacją było wprowadzenie niezależnie sterowanych osi, a także podwyższenie zawieszenia i dodanie ogromnych opon. Swojego potwora nazwał Wielką Stopą (Bigfoot ).

W 1982 roku, przed ogromną i zaciekawioną publicznością, Wielka Stopa zmiażdżyła dwa samochody jednym uderzeniem. Publika wpadła w euforię. Przez pewien czas Bigfoot był jedynym szalejącym publicznie przedstawicielem tego nowego mechanicznego gatunku - aż do czasu pojawienia się Bear Foot (Niedźwiedziej Stopy). Kilka osób doskonale wyczuło rynek. We wczesnych latach 80., na wystawach motoryzacyjnych zaczęły pojawiać się podpompowane ciężarówki, z chromowanymi zderzakami, na wielkich oponach, pasujących raczej do traktora niż klasycznego pick-up'a. Ciężarówki wykorzystywano publicznie głównie do siania zniszczenia - przejeżdżania po kolejnych wrakach samochodów i innych przeszkodach. Nikt nie myślał jeszcze o wielkiej rywalizacji. Czas na Monster Jam przyszedł dopiero później.

fot. Joseph Perezfot. Joseph Perez fot. Joseph Perez Fot. Joseph Perez

W 1984 roku zorganizowano pierwsze zawody, w których giganty zaczęły ze sobą rywalizować. A w 1987 roku United States Hot Rod Association wymyśliło i zorganizowało pierwsze oficjalne zawody. Ta rywalizacja potworów trwa do dziś.

Rozmiary Monster Trucks są imponujące, a przygotowanie samochodu to naprawdę ciężka praca. Wiele zmieniło się na lepsze, dzięki dostępności lżejszych i bardziej wytrzymałych materiałów, służących do wykonywania karoserii i opon. Więcej siły i wagi można zatem wpakować w szkielet, bez konieczności poświęcania prędkości, zwrotności czy bezpieczeństwa.

Karoseria wykonana jest z włókna szklanego, jej projekty są zazwyczaj oryginalne, aby nadać charakteru ciężarówce. Projekt karoserii można wykonać komputerowo lub zastosować metodę określaną jako "kopyto". Kopyto wykonane jest z drewna i styropianu, na  specjalnym modelu buduje się docelową karoserię.

Większość ciężarówek pomalowana jest w specjalnie zaprojektowane dla nich wzory. Malowanie nie tylko jest dość drogie, ale zajmuje minimum 40 godzin pracy. Twórcy karoserii mają zawsze pełne ręce roboty, bo to ten fragment, który ulega największym zniszczeniom podczas pokazów.

Monster Jam MediaMonster Jam Media Monster Jam Media Fot. Monster Jam Media

Siedzenie kierowcy zazwyczaj umieszczone jest w centralnej części ciężarówki, aby umożliwić dobry widok na tor. Każdy fotel jest dopasowywany do kierowcy, obowiązkowo musi być wyposażony w usztywniacze karku i głowy, aby zabezpieczyć ciało podczas bardzo twardych lądowań. Pasy bezpieczeństwa to pięciopunktowa uprząż, doskonale trzymająca w ryzach ciało kierowcy.

Jednak prawdziwymi dziełami sztuki są silniki. Specjalnie projektowane dla każdej ciężarówki, z turbodoładowaniem i napędzane metanolem. Ciężarówka na Monster Jam spala około 10 litrów metanolu na jeden przebieg (runda), który zazwyczaj wynosi około... 80 metrów. Moc silnika to około 1500 koni mechanicznych. Pieszczoch!

Monster Jam MediaMonster Jam Media fot. Chris Tedesco Fot. Chris Tedesco

Zawieszenie składa się z wyjątkowo długich amortyzatorów (po jednym na koło) - każdy ma około 76 centymetrów, a wypełniony jest olejem i azotem. Jest to absolutnie konieczne, gdyż podczas podskoków i lądowań działają ogromne siły.

No i te opony... Każda z nich jest robiona indywidualnie - to nie jest taśmowa produkcja. Muszą mieć 66 cali wysokości i 43 cale szerokości. Opony są różnie zaprojektowane, w zależności od warunków na torze i preferencji kierowcy. Stworzenie jednej opony, to ponad 50 godzin rzeźbienia i ciężkiej pracy. Przeciętna ciężarówka zużywa około ośmiu opon w trakcie roku. A jak wymienia się te opony?

 

Osobną sprawą jest kwestia toru. To szalenie ciekawe, jak stadiony lub boiska zmieniają się w tory, na których dokonuje się destrukcja. Z przygotowania tego toru uczyniono istną sztukę. Zajmują się tym wyłącznie specjaliści, podzieleni na dwie drużyny z odrębnymi zadaniami. Priorytetem jest ochrona istniejącego podłoża - najczęściej starannie hodowanej i strzyżonej trawy. Sypanie piachu to tylko pozornie prosta sprawa. Tu liczy się bowiem grubość pokrywy, pozwalająca na ochronę powierzchni pod spodem. Ten sam zespół, który kontroluje przysypywanie oryginalnego podłoża, rzeźbi także z piachu i ziemi nową powierzchnię, według wcześniej opracowanego projektu - to tak zwane naturalne przeszkody. Tymczasem druga załoga przygotowuje inne przeszkody - te ruchome - ustawiając je potem na przygotowanym podłożu. Jak to wygląda w liczbach? Potężnie. Około 100 tysięcy stóp kwadratowych plastikowych mat i 6000 arkuszy sklejki potrzeba, aby pokryć stadionową trawę. Ułożenie tego, to ponad 500 godzin roboczych. Na to wszystko sypie się około 300 wywrotek piachu i ziemi.

Przeszkody to zwykle około 30 wraków ciężarówek i tyle samo samochodów osobowych. Jako dodatek stosuje się także większe auta, a czasem i autobusy - na torze znaleźć się muszą przynajmniej dwie imponujące przeszkody. Zdarzają się także ciężkie maszyny robocze i co tylko może przyjść do głowy. A potem już tylko hasło do startu i rozpoczyna się fantastyczne przedstawienie.

Zasady nie są skomplikowane. Kierowca ma 90 sekund na wykonanie rundy przez tor i spektakularne zaliczenie jak największej liczby przeszkód. Im bardziej spektakularnie, tym lepiej. Punkty końcowe (od 1 do 10) przyznawane są na podstawie wielu kryteriów, na przykład liczby i zróżnicowania wykonywanych przez kierowcę tricków, rozwalenie w drobny mak przeszkód, niespodziewane zwroty akcji i zaskoczenie publiczności. Oczywiście liczy się też wysokość - im wyższe i dłuższe skoki, tym więcej można zgarnąć punktów. A te odejmowane są za zatrzymywanie się - w końcu tu liczy się czas - i oczywiście przewrócenie ciężarówki. Choć przecież właśnie to publiczność kocha najbardziej - widok wielkiego i potężnego, a chwilowo bezbronnego żuka, to czysta adrenalina. Zapach emocji miesza się z wzbijającym pod niebo kurzem przy wtórze ryku silników. Czuć moc, jest doskonale.

Większość ludzi wyobraża sobie kierowców tych pojazdów, jak skrzyżowanie Hulka Hogana z jego zielonym imiennikiem. Tu także Monster Trucks zaskakują. I znowu na plus!

Monster Jam MediaMonster Jam Media Monster Jam Media Fot. Monster Jam Media

Ta urocza młoda dama (rocznik 1987), to Becky McDonough. Wbrew pozorom nie jest ona seksowną groupie załóg Monster Trucków, ale kierowcą El Toro Loco, pomarańczowej bestii miażdżącej wszystko, co stanie jej na drodze. Historia jej kariery sięga dnia, gdy jako piętnastolatka przypadkowo pojechała ze znajomymi na Monster Jam w Minneapolis. Jeden pokaz wystarczył jej, aby zakochać się w potężnych cielskach i rozbudzić marzenia o dołączeniu do jednej z załóg. Becky nawiązała więc kontakt z ikoną Monster Trucks, Debrah Miceli, byłą zawodniczką wrestlingu, która powoziła różową ciężarówką o wdzięcznej nazwie Madusa. Panie szybko doszły do porozumienia i kilka miesięcy później Becky rozpoczęła swoja przygodę z bestiami, choć znajomi nie bardzo wierzyli w jej sukces.

Jak sama przyznaje, gdy zaczynała, nie miała nawet pojęcia, jak zmienić olej we własnym samochodzie. Twierdzi jednak, że pragnienie poznania serca gigantycznego pojazdu było w pierwszej chwili silniejsze, niż chęć siedzenia za sterami. Ta myśl pokierowała jej krokami prosto w stronę szkoły samochodowej. Już tam musiała udowodnić, że dziewczyna potrafi zrobić to samo, co każdy mężczyzna, a nawet więcej. Bo cały czas trzeba było się sprawdzać. Becky była jednak do tego przyzwyczajona. "Całe życie spędziłam wśród mężczyzn i mam wśród nich więcej przyjaciół niż wśród kobiet. I oczywiście część z nich zawsze mnie wspierała, a część wątpiła. Sztuką było przekucie cudzych wątpliwości na własne czyny i udowodnienie im wszystkim, że mogę robić, co tylko zechcę. Jestem twarda, ale dziewczynom mającym cieńszą skórę może być naprawdę trudno" .

Wytrwałość i upór zwyciężyły, a coraz więcej dziewczynek pojawia się po pokazie po to, by zdobyć autograf Becky, którą stawiają sobie za wzór. Becky zaczęła od prostych prac technicznych w ekipie Nitro Circus. Jednak szybko zmieniła stanowisko - została szefem załogi technicznej. Koledzy zakładali się, ile tygodni ta szalona osiemnastolatka wytrzyma w tym środowisku. I - jak widać - przegrali z kretesem. Dziś Becky jest nie tylko jednym z najbardziej znanych kierowców, ale także doskonałym mechanikiem - sama potrafi zatroszczyć się o swoją bojową machinę.

Candice Jolly, która jako druga kobieta wystąpiła na warszawskim Monster Jam, siedząc za sterami największego szczeniaczka świata. W odróżnieniu od Becky, Candice od dziecka zaangażowana jest w sporty motorowe. Przez szereg lat ścigała się gokartami, aktualnie rodzinną tradycję kontynuuje jej syn, który równie chętnie towarzyszy mamie, kibicując jej wraz z resztą rodziny. Siostra Candice Jolly, Courtney, jest nie tylko byłą modelką, ale także kierowcą Monster Trucks. Panie mają to zapewne we krwi, gdyż ich babcia w latach pięćdziesiątych brała udział w zawodach amfibii na bagnach Florydy. Serio.

Szczeniaczek / fot. Agata PołajewskaSzczeniaczek / fot. Agata Połajewska Szczeniaczek / fot. Agata Połajewska Szczeniaczek / fot. Agata Połajewska

Candice twierdzi, że potrzebne było wiele siły psychicznej i odporności, aby zdobyć szacunek i uznanie w sporcie, który zdominowany jest przez mężczyzn. "Przez całe życie słyszałam, że to nie jest zajęcie dla dziewczynki i że nie powinnam się tym zajmować. Po pierwszym roku treningów zaczęłam w końcu wygrywać. Ale zawsze musiałam pokonywać tę barierę bycia kobietą. Nauczyłam się, że ze względu na swoją płeć, muszę zawsze walczyć mocniej i wytrwalej, dawać z siebie 110% energii, aby znaczyć coś w tym męskim świecie" . Ewidentnie dołożyła starań, gdyż dziś jest jednym z najpopularniejszych kierowców, prowadzi też szereg pobocznych działalności. Jest właścicielką toru gokartowego (a jej syn zdobywa kolejne mistrzowskie tytuły). Założyła też fundację, która wspiera chore dzieci. To osobista misja Jolly, która byłaby dziś szczęśliwą matką dwóch synów, gdyby nie tragedia która stanęła na drodze rodzinnemu szczęściu. Jolly straciła najstarszego syna i w hołdzie jego pamięci postanowiła wykorzystać sławę, którą dają jej Monster Trucks, do pomocy najmniejszym i najbardziej bezbronnym pacjentom w szpitalach.

Monster Jam MediaMonster Jam Media Monster Jam Media Fot. Monster Jam Media

Wśród załóg Monster Trucks nadal przeważają mężczyźni, ale Becky i Candice świecą jasno dobrym przykładem, mówiąc wprost, że marzy im się świat, w którym nikt nie usłyszy "to nie jest zajęcie dla ciebie" . Pokażcie swoim córkom, co może zdziałać dziewczyna za kierownicą!

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Agora SA