Czołg przez szybę trabanta. Weekendowa pocztówka z Krakowa

Nie będę kłamać - nie choruję z miłości do Krakowa. Nie zakochałam się w nim ani od pierwszego wejrzenia, ani od kilku następnych. Przyjeżdżałam tu na niezliczone wycieczki szkolne, poznałam turystyczną twarz miasta i nie była ona szczególnie zachwycająca. Tym razem także przyjechałam tu, aby spotkać się z przyjaciółką, która zadbała jednak o to, żebym trochę pozwiedzała. Jej pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę.

Zwiedzanie miast od dawna kojarzy mi się głównie z poprzednią pracą , straciłam zatem do tego serce. Do tego Kraków znam dość dobrze, zatem nie oczekiwałam szczególnych atrakcji. Jednak okazuje się, że nawet w znanym doskonale miejscu, można znowu poczuć się jak świeży i ciekawski turysta. Całą zabawę powtórzę chyba po powrocie do Warszawy, bo znowu nabrałam nadziei na to, że wszystko można odkryć od nowa.

Dbając o moje dobre samopoczucie, Kasia zamówiła nam wycieczkę po Nowej Hucie, miejscu, które do tej pory skrzętnie omijałam. Wyprawa odbyła się dość nietypowym środkiem transportu, który był głównym źródłem naszej uciechy.

Trambi :)

Crazy Guides , to grupa szaleńców, przepraszam najmocniej - pasjonatów, którzy postanowili zrezygnować z tradycyjnego oprowadzania turystów po mieście, a zamiast tego zapakować ich w śliczne (i także nieco zwariowane) trabanciki (i nie tylko). O poranku przybyła po nas "zemsta Honeckera" w gustownym odcieniu czerni. Lepsza byłaby tylko czarna wołga, choć nie wiem, czy równie atrakcyjna. Nasz przewodnik i kierowca, Maciek z ekipy Crazy Guides, nastrój miał zdecydowanie nie żałobny. Kolejne dwie godziny były pełne śmiechu.

No bo po pierwsze trabancik, Ford Karton - w moich wspomnieniach tkwi nadal rodzinny samochód, rozmiaru całkiem słusznego. Zapomniałam jednak, że byłam wtedy nieco mniejsza i wszystko wydawało mi się o wiele przestronniejsze. Uświadomiłam to sobie, gramoląc się bez gracji na tylne siedzenie, które okazało się być niezmiernie wygodne, ale mikroskopijne. Generalnie w trabanciku czułyśmy się jak w zabaweczce, okazało się jednak, że choć fizis raczej skromna, to dusza autka jest niezwykle dziarska! Nie ukrywam, że miałyśmy nadzieję na jakąś malutką awaryjkę, która umożliwiłaby nam pchanie trabanta (ujęte w programie jako opcja!), ale okazało się, że maszyna jest wielce sprawna. Pruliśmy zatem w ognistym tempie przez Kraków, aż do imponującej Nowej Huty. Trabancik wzbudzał zrozumiałą sensację i uśmiechy na twarzach innych kierowców, a także ogromne zdziwienie przechodniów. To, ze śmialiśmy się w środku jak wariaci, także budziło pewne zainteresowanie. Ford Karton budzi też szacunek - nawet wśród ustrojonych w dresy kierowców starych i żwawych beemek.

Po drugie - przewodnik robi imprezę. Maciek jest człowiekiem przesympatycznym, niesamowicie zabawnym i posiada naprawdę ogromną wiedzę. Historyjki, które nam opowiadał, były zaiste przednie. Było sporo o historii Nowej Huty, dużo ciekawostek i pewna mrożąca krew w żyłach opowieść o wymiataniu (tak, miotłą) granatu dymnego spod rodzinnego malucha. Naprawdę dawno nie spotkałam tak fantastycznego przewodnika - nie ukrywam, że przy większości zasypiam z nudów. No i prześmiesznie wyglądał jako kierowca naszej zabaweczki, gdyż jako mężczyzna słusznej postury prezentował się w cudzie socjalistycznej techniki dość intrygująco.

Skromne serduszko, ale dusza dziarska!

Teoretycznie, wycieczki tropami komunizmu powinny być interesujące raczej dla cudzoziemców, okazuje się jednak, że i dla nas wizyta w całkiem nieodległej przeszłości była całkiem atrakcyjna. Nie tylko obudziły się wspomnienia, ale i łyknęłyśmy nieco zapomnianych faktów.

Plac CentralnyPlac Centralny 

Oczywiście zaliczyliśmy słynny Plac Centralny, wraz z restauracją "Stylowa", o której chyba można napisać całe tomy. Nie skorzystałyśmy co prawda z możliwości uczestniczenia w klasycznym dansingu, ale nie wiadomo, co nam jeszcze los przyniesie. Stali bywalcy dodają restauracji kolorytu, a kelnerki są żywcem wyjęte ze starych filmów. Jak i wnętrze. Przysięgam, że coca-cola smakuje tam jakoś inaczej.

StylowaStylowa 

Zaliczyliśmy też oczywiście przystanek przy czołgu. Zapewniam, że oglądanie czołgu przez szybę trabanta ma swój smaczek.

Stylowa Czołg przez szybę trabanta

Pojechaliśmy też pod bramy tajemniczego Kombinatu - szczerze żałuję, że dostanie się do środka jest praktycznie niemożliwe, ale na pewno szukać będziemy sposobu. Obejrzenie tego terenu na Google Maps rozbudza wyobraźnię! Jeśli ktoś z Was był takim szczęściarzem i udało mu się dostać do środka - niech napisze koniecznie!

Stylowa Tajemniczy Kombinat

Na koniec - obowiązkowa wizyta w kościele, czyli zmora turysty. Jednakże Arka Pana to kościół dla mnie na tyle nietypowy, że obejrzałam go z przyjemnością. Fantastyczne sklepienie, zadziwiająco nowoczesne i ciekawe, historia o księżycowym kamieniu, ciekawa opowieść o tym, jak udało się postawić kościół w miejscu, które miało być przede wszystkim świadectwem potęgi komunizmu.

Stylowa Sklepienie Arki Pana

No i pomnik Jana Pawła Drugiego - dość nietypowy, bo jego autor nie tylko nie miał wyczucia proporcji, ale także zdradzał chyba niezdrową fascynację Supermanem...

Stylowa

To naprawdę genialnie, że rezygnuje się teraz z typowych wycieczek, pokazując zupełnie nowe oblicze miasta. Jestem jednak niezmiernie ciekawa, jak wygląda wycieczka trabancikiem po starym Krakowie, niestety tym razem zabrakło nam na taką czasu. Na pewno wykorzystam tę możliwość następnym razem, a jeżeli wybieracie się do Krakowa, macie tam blisko lub po prostu tam mieszkacie - polecam z całego serca. Ekipa Crazy Guides zdaje się być doskonałym towarzystwem do zwiedzania, a jeśli wszyscy przewodnicy są tacy, jak Maciek, to zabawę macie zagwarantowaną.

Wyprawa zachęciła mnie, do poszukania innych, fajnych i nowatorskich pomysłów na zwiedzanie Polski. Może znacie jakieś nietypowe rozrywki i miejsca, które można zaliczyć choćby i w zimowe weekendy? Piszcie do nas długie listy o atrakcjach, które można odwiedzić w Waszych okolicach, opakujcie je ciekawymi zdjęciami, a my nie tylko je opublikujemy, ale i odwdzięczymy się jakimiś przyjemnymi nagrodami. Wiosna coraz bliżej, dusza będzie rwała się w trasę, zaprojektujmy sobie fajną fochową mapę.

Opuszczam zatem progi gościnnej knajpki na Kazimierzu i udaję się zwiedzać dalej, jeśli macie dla mnie pomysł na jutro - nie wahajcie się skierować mnie we właściwe miejsca. Buziaki z Krakowa!

Polecam!

Więcej o:
Copyright © Agora SA