Foch w stylu retro, czyli babska literatura z jajem

Słowa "kobieca literatura" brzmią często dość odstręczająco. Często okazuje się też, że dreszcz ostrzegawczy był nad wyraz słuszny. Nie będę dziś jednak pisać o autorkach, których wypocinami rzucałam o ścianę, ale o kobiecie, która focha strzelić potrafiła bardzo konkretnie. A jej książki, choć starsze ode mnie, bawią mnie do dziś.

Choć nie w strzelaniu focha tkwi jej urok. Po prostu czasem trudno uwierzyć, że książki o dekady starsze od Ciebie, są dziś tak aktualne. A do tego przezabawne. Więc jeżeli szukacie czegoś do poczytania, to wiem, co zapewni wam długie godziny rozrywki i szczerego śmiechu. Spróbujcie, bo naprawdę z serca polecam. Jestem też pewna, że wielu z Was Magdaleny Samozwaniec przedstawiać nie trzeba, a wręcz nie należy. Jestem też pewna, że część z Was - jak i ja - chowała się na jej powieściach i anegdotkach. Ja dorwałam w wieku dwunastu lat jej autobiograficzną powieść "Maria i Magdalena" - i przepadłam z kretesem.

Córka Wojciecha Kossaka, siostra Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, wychowana w pruderyjnym Krakowie pierwszych lat dwudziestego wieku. Brzmi to zaiste nudnawo. Na szczęście prawda jest inna. Wydawać by się mogło, że powieść o dwóch dziewczątkach z szacownego krakowskiego i artystycznego domu pełna będzie malowniczych obrazów, ale z pewnością nie dobrej zabawy. Jednakże gdy młode panienki, to dwa istne szatany - zabawa rozkręca się na całego. Marii i Magdalenie towarzyszyć będziemy od dziecinnych lat, aż do dorosłości - pierwszych (i nie zawsze trafnych) związków małżeńskich, przejedziemy z nimi Europę i dojedziemy aż do Azji, a to wszystko przeżyjemy pod obłoczkiem satyry. Bo nic tu nie może być poważne. Cięty język pani Samozwaniec dostarcza wiele radości. Było to stworzenie potwornie wredne, a siostrzyczka Maria (Lilką powszechnie zwana), choć subtelną poetką była, to chyba bardziej pasuje do niej określenie "półdiablę". Panny, jak przystało na temperamentne kobiety, niejednokrotnie brały się za łby bardzo konkretnie żarły jak kobry o co przystojniejszych kuzynków (to te przedziwne czasy) i kolegów poetów. A wybierać, owszem, było w czym

Pełno w książkach Samozwaniec urokliwych opowiastek o kobiecej zazdrości i próżności, o męskich wadach, o brzydkich cechach ludzkiego charakteru. A najfajniejsze jest to, że widzimy cały czas siebie, w zwierciadełku krzywym i nieco przybrudzonym, ale wyjątkowo dobrze nas portretującym. I możemy znowu zdrowo pośmiać się sami z siebie.

Zgodnie ze sformułowaną później zasadą "Jedynie prawda jest naprawdę śmieszna i wzbudza u ludzi atak śmiechu. Najzabawniejsza zmyślona anegdotka nigdy nie rozśmieszy nas tak, jak autentyczna zabawna przygoda", Samozwaniec pisała o rzeczach zwykłych, prawdziwych i była naprawdę mistrzynią obserwacji. Ilość pieprzu dosypywana do tych prostych prawd, urozmaica je wielce. Samozwaniec bezlitośnie rozlicza wszelkie ludzkie wady, trafnie podsumowuje zachowania i bawi się przy tym doskonale. Ja bawię się z nią i to chyba jeszcze lepiej, bo na wszystko patrzę z dystansu lat i ze zdumieniem stwierdzam, że niewiele się na przestrzeni lat zmieniło. Trzeba jednak przyznać, że rezolutna Magdalena zawsze wyprzedzała swoja epokę, z tego też powodu miewała sporo problemów ze starszym pokoleniem. Znamy to wszyscy Potyczki pokoleń nie są przecież domeną naszych czasów. No ale nam przynajmniej może być widać bucik spod sukienki Łykamy te urocze opowiastki z niekłamaną przyjemnością, a ironia z jaką obrazowane są czasy pełne pruderii i sztywności obyczajów jest wielce smakowita.

Poza wspomniana autobiografią, która autentycznie zachwyca, mamy do wyboru jeszcze kilka książek Magdaleny - jakaś tęga głowa w końcu wpadła na pomysł ponownego wydania tych zbiorków anegdotek, za co można być jedynie wdzięcznym. Doprawdy wolę autorkę, która naprawdę sporo wie o życiu, niż egzaltowane dwudziestki, przekonane że zjadły wszystkie rozumy. Samozwaniec poczyniła wiele cennych spostrzeżeń dotyczących stosunków damsko-męskich i aż przyjemnie (hm) zauważyć, że niespecjalnie straciły one na aktualności.

Szczególnie polecam także zbiorek opowiadań "Piękna pani i brzydki pan", który fenomenalnie rozlicza pewne szczególne i bardzo przez nas nielubiane ludzkie typy. Pisze też o wielce skomplikowanych wyzwaniach, do których należy zakup butów ("Jestem pewna, że wiele małżeństw nie doszło do skutku przez niewygodne buciki. Wiem z własnego doświadczenia, jakim się wówczas jest nieprzyjemnym i cierpkim dla drugich."). Nie są jej obce kobiece grzeszki finansowe, a także dramatyczne przeżycia podczas długich i nieznośnych podróży (kto nie jechał w przedziale z amatorem czosnkowej kiełbaski i jaj na twardo - nie zrozumie).  Pomimo iż sama była matką, zdawała się doskonale rozumieć dzisiejsze leniwe rodzicielki. Krótko mówiąc - dla każdego się coś znajdzie. I na pewno każdy się pośmieje.

Książki te można połknąć w jeden leniwy weekend i wierzcie mi, że to doskonały sposób na jego spędzenie. Lubię, polecam, zachęcam.

Więcej o:
Copyright © Agora SA