Ratunku, jestem facetem! Dlaczego nie mam żadnych typowo kobiecych cech?

Ciekawy wniosek tytułowy nasunął mi się jakiś czas temu, gdy odebrałam telefon, a w słuchawce zabrzmiało rozpaczliwe zdanie mojej przyjaciółki K. Brzmiało ono ni mniej, ni więcej tak: "Dzwonię do ciebie bo potrzebuję mężczyzny". Odpadłam.

Kilka tygodni wcześniej, przyjaciółka moja ukochana kupiła sobie kołowrotek na buty, licząc w cichości ducha, iż któryś z jej amantów złoży to cudo do kupy. Jak się okazało w praktyce amantem, który cudo postawił na nogi, byłam ja. Nie wspomnę już, że K. nie posiada w domu żadnych użytecznych narzędzi, zatem wykonałam dzieło za pomocą pilnika do paznokci, cążek, nożyczek i długopisu.

Inne dziewczątka dostają od koleżanek zdjęcia sukienek i butów, ja w ostatnim mms od K. otrzymałam zdjęcie śrubki w stole, który nie chciał się rozłożyć...

Dało mi to do myślenia i postanowiłam przegryźć temat. No i dramat.

Nie posiadam w domu porządnych cążek, posiadam natomiast dwa zestawy narzędzi i wiem co to jest śrubokręt krzyżakowy. Do tego wszystkiego uświadomiłam sobie, że nawet posiadając na wyposażeniu domu mężczyznę, to ja wymieniałam żarówki oraz czyściłam kolanko pod zlewem...

Co gorsza bycie facetem nie sprowadza się tylko do czynności technicznych. Zaczynam myśleć jak facet.

Kiedy jadę samochodem za kierowcą zdradzającym objawy nagłego skretynienia, pogardliwie myślę "BABA" i zazwyczaj mam rację.

Nie jestem w stanie zrozumieć problemu pt. "przespałam się z nim, a on nie zadzwonił". Czytając wynurzenia na temat, dokładnie wiem czemu nie zadzwonił i w pełni go usprawiedliwiam.

Naprawdę uważam, że przytulanie kobiety po stosunku wykonuje się tylko ewentualnie, w celu zapobieżenia jej ucieczce.

Pan w serwisie samochodowym nie używa już przy mnie zdrobnień. Potrafię też sama zatankować samochód i nie kompromituję się na stacji benzynowej rozmową przez komórkę z "kochanym misiaczkiem", aby ustalić czy benzyna, czy ropa. Do tego rozumiem, po co na parkingu namalowane są linie. Korzystam.

Nienawidzę Tańca z Gwiazdami ani innych shitów tego typu, za to jestem a stanie gmerać w necie dwie godziny, żeby obejrzeć mecz w streamingu live.

Nie płakałam na "Królu Lwie".

Niezależnie od tego, w jakim samochodzie siedzę, uważam że jest zbyt wolny.

Nie rozumiem kobiet. Nie lubię dzieci. Połowa "ślicznych niemowląt" wygląda dla mnie jak skrzyżowanie ropuchy z Mao Tse Tungiem.

Na płacz w damskim wykonaniu reaguję alergicznie. Wzruszam się towarzysko na siłę i tylko wtedy, kiedy wiem że naprawdę muszę.

Moja ukochana aplikacja na facebooku mówi o mnie używając zaimków rodzaju męskiego.

Nie rozumiem połowy zgłaszanych mi problemów emocjonalnych. Zawsze mam proste i logiczne rozwiązanie, ale zazwyczaj z sukcesem z moich rad korzystają tylko mężczyźni. Może dlatego, że nie odczuwają takiej frajdy z histeryzowania.

Nie płaczę, gdy ptak nieoczekiwanie zrobi kupę na dach samochodu.

Po seksie nie oczekuję telefonów, pierścionków, pluszowych misiów i romantycznych wyłuszczeń. A zaraz po seksie chcę spać, najlepiej po obu stronach łóżka naraz.

Nienawidzę telefonicznych rozmów o niczym, dopraszania się uwagi i pieprzenia o pogodzie za pomocą stu sms-ów.

Niestety natura jest brutalna i przy tym wszystkim obdarzyła mnie tak zwanymi cechami płciowymi jednoznacznie kojarzonymi z kobietą. Całkiem lubię sukienki, lubię makijaż i chcę mieć więcej niż jedną torebkę. Nie jestem w stanie uciec przed innymi kobietami, muszę włazić między wrony z niebieskimi oczami. Muszę udawać, że rozumiem, tak naprawdę to chyba muszę rozumieć. Muszę się wczuwać, muszę pomagać i muszę się jednoczyć. Bo zostanę całkiem sama. I nieważne, że postępowanie kobiet mi znanych doprowadza mnie do pasji, że cholery dostaję rozwiązując nieistniejące problemy i że nienawidzę pożyczać ubrań.

A do tego wszystkiego, to mam podwójnie przesrane, bo jak wynika z wieloletnich badań nad sobą, nie tylko jestem facetem, ale też zdeklarowanym gejem.

A facetów też nie rozumiem.

Więcej o:
Copyright © Agora SA