Halloween czy Wszystkich Świętych? Prywatne rytuały na najbliższe dwa dni

Jak spędzacie ten "czas zadumy"? Przebrani za zombiaka czy w kolejce do grobów? Można to oczywiście zgrabnie połączyć. Albo wypracować sobie własny model spędzania tych jesiennych świąt.

Lubię te święta - zawsze lubiłam. Nie tylko dlatego, że zaraz po zniczach nadchodzi czas Mikołajów i choinek, a to znaczy, że Boże Narodzenie - do którego wciąż żywię naiwny, dziecięcy sentyment - za pasem. Lubię zapach butwiejących liści, dymu, wzruszają mnie płonące nocą cmentarne światełka. Taka ze mnie młodopolska melancholiczka wychodzi - zaraz zacznę recytować Brzozowskiego. Od siedmiu lat mam dodatkowy powód, by darzyć ten czas sympatią, bo 31 października to dzień urodzin mojej córki. Muszę więc jakoś połączyć kinderbal, halloweenowe przebieranki i wizytę na cmentarzu. Wszystko się da, a nawet może być to całkiem przyjemne.

fot. KNfot. KN fot. KN

Dynia

Co roku kątem oka zauważam toczący się między niektórymi znajomymi spór, w którym dynia urasta do rangi języczka u wagi. Albo drążysz dynię, czyli wyrzekasz się rodzimych tradycji i łykasz te kulturowo obce amerykańskie pop-gówienko (nie wspominając o grożącym ci demonicznym opętaniu), albo nie drążysz, czyli reprezentujesz prawdziwą Polskę i chrześcijańskie wartości.

Nadawanie tak potężnej mocy symbolicznej temu pysznemu skądinąd warzywu wydaje mi się bardzo zabawne. Nie mam jednak potrzeby uczestniczenia w światopoglądowych sporach w warzywniaku (wolę magiel, rzecz jasna). Odkąd  nauczyłam się dzięki Majsterkom , jak melepeta taka jak ja może wydrążyć dynię - czynię to. Z upodobaniem i ku radości córek, które dostarczają mi rysunkowe projekty, jak dynia ma wyglądać "po". Wydrążenie dyni i zapalenie w niej po zmroku światełka jest u nas symbolicznym początkiem tych świąt w naszej prywatnej, rodzinnej wersji.

Dwie lewe ręce, ale dałam radę fot. KNDwie lewe ręce, ale dałam radę fot. KN Dwie lewe ręce, ale dałam radę fot. KN Dwie lewe ręce, ale dałam radę fot. KN

Tort

Są urodziny, musi być tort. Przerabiamy różne kształty i bohaterów zdobiących tort od Świnki Peppy po Odrazę (a tak, tę akurat emocję pociecha wybrała sobie na świętą patronkę. Znamienne.) z najnowszej animacji Pixara "W głowie się nie mieści" . Oprócz tortu tony cukierków, bo trzeba poczęstować kolegów w placówce edukacyjnej no i jak jak przyjdą okoliczne dzieciaki z hasłem "figielek lub cukierek" to też coś trzeba dać. Owszem, zdarza nam się też przebierać - przeważnie za czarownice (ja bez charakteryzacji mogę, wiadomo) i/lub kota czarownicy. Jednak na kinderbalu przebranie nie jest obowiązkowe, bo jak napisała na zaproszeniach moja córka: "Jak ktoś chce, to może mieć halloweenowe przebranie, ale nie chciałabym nikogo zmuszać" . Taktu nie odziedziczyła po matce, to na pewno.

fot. KNfot. KN fot. KN fot. KN

fot. KNfot. KN fot. KN fot. KN

Burton

Stałym elementem naszej świeckiej tradycji jest też oglądanie "Miasteczka Halloween " Tima Burtona. Dyniowy Król - Jack Skellington i jego piękna szmaciana laleczka Sally goszczą u nas regularnie i w inne dni roku. W ogóle cała filmografia Burtona jest przez moje małoletnie córki ogromnie ceniona, estetyka tych makabresek z jakiegoś powodu im odpowiada. Wiem, jestem ZŁĄ MATKĄ, a to nie są filmy dla dzieci. Jednak jak powiedziała moja czteroletnie wówczas córeczka, gdy (chora na koszmarną anginę, bo chorowanie w urodziny to też nasza tradycja. Na szczęście, tfu-tfu, zanikająca) oglądała "Miasteczko" po raz pierwszy, a ja z niedowierzaniem co pięć minut upewniałam się, że naprawdę chce i że się nie boi: "Mamo, to jest straszne, ale tak PIĘKNIE straszne" . Najlepsze podsumowanie stylu Burtona, jakie słyszałam.

 

Kownacka

Znajdujemy też czas, by wybrać się na cmentarz. Niekoniecznie na rodzinne groby, bo tych w Warszawie mamy niewiele, ale jest kilka osób, które zawsze odwiedzamy na Powązkach i "zapalamy im światełko". Jedną z nich jest Maria Kownacka, autorka "Plastusiowego pamiętnika" , który dziewczynki znają i lubią. Rozmawiamy wtedy trochę o śmierci, o tym, że umrę ja, że czasem umierają też dzieci (tak, te małe groby to dzieci), że tym, co zostaje jest pamięć. I po to zapalamy te znicze - na znak pamięci. Mam wrażenie, że nieźle to rozumieją. I naprawdę lubią nasze wyprawy na cmentarz.

fot. Pexels CC0

Więcej o:
Copyright © Agora SA