Będąc młodym oprawcą - o wyśmiewaniu się z rówieśników

Sprawa Dominika - 14-latka, który popełnił samobójstwo, zaszczuty przez rówieśników - poruszyła mnie bardzo. Również dlatego, że mogę przywołać z mroków przeszłości niechlubną kartę szkolnego prześladowcy.

Nie mam na sumieniu niczego tak ohydnego, co dałoby się porównać z nagonką, jakiej doświadczył chłopiec z Bieżunia. Ale to, co mam wystarczy, by zaswędziało nieprzyjemnie, gdy czytam i myślę o tej przerażającej historii. Dziś moja empatia - osoby dorosłej, wyznającej dość otwarty światopogląd i raczej życzliwej ludziom - jest całkowicie po stronie odrzuconego przez rówieśników Dominika. Ale kiedyś miałam 13-14 lat, byłam głupia jak but (Nie, ja lubię buty, jak gołąb. Nie lubię gołębi) i wraz ze sporą częścią swojej klasy wyśmiewałam się z jednej z koleżanek.

Czemu? Bo nam nie pasowała. Nie była "taka jak my". Na czym polegała jej inność - nie umiem powiedzieć. Dzieci zawsze mają tendencję do wytykania grubym, że są grubi, chudym, że chudzi, rudym, że rudzi itd - ot, skutek uboczny dziecięcej szczerości. Ale to nie był ten przypadek - na pierwszy rzut oka była dokładnie taka sama jak my, zwykła: ani bardzo ładna, ani bardzo brzydka. Może to, że była z biedniejszego domu? Raczej nie, wtedy nie miało to żadnego znaczenia, a dzieciaki z czasem naprawdę fatalnej sytuacji domowej były przez nas w pełni akceptowane, lubiane, kolegowaliśmy się. Może to, że szybciej zaczęła dojrzewać? My jeszcze wszystkie byłyśmy płaskie (wyobraźcie to sobie) i zielone jak szczypiorek na wiosnę, a ona już nosiła stanik (o jaaa!) i zgłaszała "niedyspozycję" na Wf-ie.

Cokolwiek sprawiło, że ją odrzuciliśmy jako grupa - musiało być to dla niej bolesne. Było niemiłe przezwisko (wzięte od nazwiska rzecz jasna, bo szczeniacka pomysłowość ma spore ograniczenia), były szykany typu: ja nie będę z tobą siedzieć w ławce, nie bawimy się z tobą, nie jesteś w naszej paczce, odejdź stąd, nie jesteś zaproszona (a jednak pamiętam, że bywała na większości klasowych imprez). Było wspólne, klasowe wyśmiewanie się z potknięć i lapsusów (choć wydaje mi się, że tu akurat byliśmy na swój sposób sprawiedliwi i śmialiśmy się okrutnie z każdego, kto się jakoś publicznie kompromitował). Były rozmaite drobne upokorzenia, których nie umiem już sobie przypomnieć. Ale wstyd mi za nie, więc były na pewno.

Na szczęście nie dysponowaliśmy wtedy taką gamą środków, jak młodzi bezmyślni oprawcy dzisiaj - nie mogliśmy upokarzać i ośmieszać w internecie , publikować zdjęć, nękać telefonicznie - nasze złośliwości siłą rzeczy ograniczały się do szkolnego tu i teraz.

Na szczęście dziewczyna, którą wykluczyliśmy była silna, nasze dogryzania i afronty zazwyczaj spływały po niej, nie powodując widocznych ran. Pamiętam, że popłakała się tylko raz. Było mi wtedy bardzo głupio i nieprzyjemnie.

Na szczęście mieliśmy jakieś hamulce, przemoc nie eskalowała, ograniczała się do warstwy werbalnej, bez bicia, popychania itd, co podobno dziś jest gimnazjalną "normą".

Nie jest mi łatwo o tym pisać - nikt nie lubi konfrontować się z własnymi błędami, paskudnymi zachowaniami, wulgarną głupotą i chamstwem. Nie piszę tego dla wyznania win i ekspiacji - przepraszać za to mogłabym tylko twarzą w twarz, nie tak. Nie piszę też, by w jakikolwiek sposób usprawiedliwić prześladowców Dominika. Nie usprawiedliwia ich nic - ani młodość, ani przyzwolenie otoczenia, ani słabość ofiary. Nic. Piszę, bo zarówno wtedy przed laty, jak i najwyraźniej teraz, dziś, nikt z dorosłych nie zareagował. Nie pamiętam, by ktokolwiek w szkole zwrócił nam uwagę, że nie wolno tak traktować koleżanki, że to ohydne, głupie i złe. A zwracano nam uwagę na wiele innych zachowań, widziano je, nawet kiedy je ukrywaliśmy. To akurat przeoczyli? Nie wierzę.

Żałuję, że nikt nas wtedy nie opierdolił solidnie, nie nazwał bandą bezmyślnych nastoletnich kretynów, którymi bez wątpienia byliśmy, nie zagroził konsekwencjami w domu i szkole. Myślę, że stało za tym przekonanie, że to "normalne". Że dzieci tak mają, że to nic takiego, nie róbmy histerii, to tylko słowa.

Myślę, że warto "robić histerię" o słowa. O każdego "pedała", "dałna", "lesbę", "dziwkę", czy czym tam młodzież aktualnie się znieważa. Warto walczyć z klimatem, w którym grupa ma ciche przyzwolenie na znęcanie się nad jednostką. Warto dzieciakom do znudzenia powtarzać: nie wyśmiewaj się, bo ktoś jest inny - każdy jest inny. Lewak, katol, komuch, żyd, feminazistka. Tak, tak - to niestety trwa. A mogłoby już się skończyć, przecież dawno temu skończyliśmy podstawówkę.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.