Mamo, jest cię za mało - o byciu rodzicem (nie)obecnym

"Jest cię za mało" - taką diagnozę postawiła moja sześcioletnia córka. Ale jak to - żachnęłam się - przecież byłam dziś z wami cały dzień! A potem przypomniałam sobie, że połowę czasu spędziłam nerwowo sprawdzając maile, czytając jednym okiem teksty i powarkując na córki, że ZARAZ się nimi zajmę.

Tak, to prawda - jest mnie wiecznie za mało. Przez większość dnia i tygodnia jestem w pracy. To oczywista oczywistość - nie stać mnie na to, by nie pracować, a poza tym, ja naprawdę lubię coś robić, napędza mnie kontakt z innymi ludźmi, lubię "dzianie się", wypełniony po brzegi grafik i brak rutyny. Wtedy czuję, że żyję, nawet jeśli narzekam, że "ledwo żyję". Nie, właśnie wtedy jestem w pełni sobą, jestem spełniona.

Jednak moje dzieci odczuwają negatywne skutki takiego zawodowego zaangażowana: mają mnie mało. Jak wspomniałam - przeważnie mnie nie ma. Tyle co rano w tempie fast-forward i w drodze do szkoły/przedszkola. Potem wieczorem jeszcze dwie-trzy godzinki, odrabianie lekcji, kolacja, kąpiel, książeczka, spać. Teoretycznie nie jest źle, bo w tym krótkim interwale między powrotem z pracy a położeniem dzieci spać, udaje mi się upchnąć wiele fajnych wspólnych aktywności: a to ugotuję jakąś zamówioną przez córki potrawę, a to pomalujemy sobie paznokcie na zwariowane kolory, a to obejrzymy razem bajkę, komentując poczynania bohaterów, wykonamy cudnej urody obrazek usypany z piasku, pójdziemy puszczać bańki, potańczymy przy ulubionych kawałkach Fisza i Pablopavo. Jest klawo! Więc czemu nie jest?

Bo nawet kiedy jestem - czy w tych krótkich wspólnych chwilach w dni robocze, czy podczas weekendów, czy pracując w trybie home office, jak wczoraj - jestem NIEOBECNA . Myślami gdzie indziej. Ze wzrokiem wbitym w ekran komputera/tabletu/telefonu. Roztargniona, poirytowana, spięta. Tak, wiem - obiecałam, że upieczemy ciasteczka - pamiętam. Tylko jeszcze odpowiem na tego maila, przeczytam ten tekst, zredaguję inny, opublikuję trzeci. Już-już, to zajmie tylko chwilkę, momencik. Dziecko, czy ty nie możesz poczekać cierpliwie? Musisz mnie pytać co pięć minut KIEDY?!

Po co pytać, skoro wiadomo, że NIGDY? Owszem, upieczemy ciasteczka, zrobimy chińskie wycinanki, narysujemy komiks, przebierzemy się za koty, zagramy w memo - to z rysunkami Samojlika - pogadamy o Układzie Słonecznym i obejrzymy tysiąc trzysta filmików o rekinach na YouTube'ie, ale ja przez ten cały czas będę tylko częściowo obecna. Będę co chwila odrywać się od zabawy i sprawdzać coś w kompie lub telefonie. Będę zamyślona i nieuważna. Będę, ale mało.

Uważność i mindfulness to obecnie modne pojęcia - co chwila trafiam na jakiś artykuł na ten temat. Nie lubię takich mód. Na dietę bezglutenową, bieganie czy inne uniwersalne panaceum. Mój wrodzony sceptycyzm każe mi wątpić (a wrodzona wredność kpić bez litości) we wszelkie masowe histerie. Ale ta jedna do mnie przemawia - mówi cichym głosem nieczystego sumienia: ej, Kaśka - weź się skup, do cholery! Bądź tu choć przez pięć minut NAPRAWDĘ. Nie gap się w wyświetlacz telefonu, nie odpisuj teraz-zaraz, nie myśl o tym w ogóle. Ciesz się chwilą w pełni, nawet jeśli to krótka chwila.

Rodzaj i tryb pracy oraz możliwości współczesnej technologii komunikacyjnej niejako wymuszają na mnie ten wieczny szpagat między "tu i teraz" a "tam i asap", tę nieudolną bilokację, bycie w nieustającym pobudzeniu i alercie. Trudno mi z tego zejść, zrezygnować, oderwać się. Jestem ćpunem informacji i aktualności, mam wszystkie objawy uzależnienia od smartfona, zaś akcje typu "wyloguj się do życia" budzą mój totalny sprzeciw (bo są bezdennie głupie, niestety).

fot. Kasia Nowakowska

Ale korzystając z - jak to mówią w telewizji - "czasu refleksji i zadumy", spróbuję tak sobie pobyć, trochę bardziej świadomie, trochę BARDZIEJ. Bo skoro nawet sześcioletnie dziecko widzi, że nie ma mnie, choć niby jestem, to coś musi być na rzeczy.

PS. Czytacie te wielkopiątkowe rozważania, gdy ja mknę z moimi dziećmi PKP na święta u dziadków. Na pewno jestem bardzo uważna, obecna i pełna po brzegi różnych myśli. Jak sądzę wiele z nich jest niecenzuralnych.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.