Serialowe lata 50. - "Z pamiętnika położnej" i "Masters of sex"

Dwa portrety tej samej dekady, po dwóch stronach oceanu - amerykański "Masters of sex" i brytyjski "Z pamiętnika położnej" stanowią wdzięczne pole do porównań. Zwłaszcza, że łączy je też tematyka: jeden opowiada o położniku, drugi o położnej. Oba też mają właśnie premiery w polskich stacjach telewizyjnych, więc jest okazja, by się im przyjrzeć.

Lata 50. to malownicza dekada: można pokazać eleganckie stroje i fryzury, piękne wnętrza, samochody. Ach, retro-wzornictwo zawsze w cenie! To też dekada, w której dojrzewały rozmaite społeczne i obyczajowe rewolucje, które wybuchły potem w kolejnym dziesięcioleciu - w epoce dzieci kwiatów, więc pod uładzoną powłoką czają się rozmaite demony. A to zawsze stwarza idealne warunki do budowania mocnych, poruszających opowieści. To także ostatnia dekada XX wieku, w której życie kobiet różniło się tak diametralnie (by nie rzec: dramatycznie) od tego, co jest naszym udziałem: rola kobiety w społeczeństwie, w rodzinie, zakres praw i swobód w każdej właściwie dziedzinie życia były - patrząc z dzisiejszej perspektywy - mocno ograniczone. To wszystko sprawia, że historie osadzone w tamtym czasie wydają się tak ciekawe - bo tak niedawno, a tak inaczej.

Masters of SexMasters of Sex Fot. Ale Kino+ Fot. Ale Kino+

Zarówno amerykański "Masters of sex" (możecie oglądać we wtorki na antenie Ale Kino+) jak i angielski "Z pamiętnika położnej" (dziś o 17.55 premiera w Stopklatka.tv) wpisują się w powyższy schemat: uwodzą wizualnie, budzą ciekawość, portretując odmienną od naszej rzeczywistość, odsyłają w przeszłość, by pokazać źródła pewnych zjawisk i przemian. Co ważne, oba seriale opierają się na prawdziwych historiach. W jednym przypadku podstawą scenariusza była książka biograficzna poświęcona życiu i pracy dwojga pionierów seksuologii: Williama Mastersa i Virginii Johnson, w drugim zaś sfabularyzowane wspomnienia londyńskiej położnej Jennifer Worth. Jednak ciekawsze niż podobieństwa, łączące obie produkcje, wydają mi się różnice. I na nich skupię się w tym tekście.

Biedny Londyn kontra bogata Ameryka

Fot. mat. prasowe

Seriale portretują ten sam czas, ale rozgrywają się w dwóch różnych światach. Między ubogim, robotniczym East Endem i wciąż liżącym wojenne rany Londynem, a rozkwitająca ekonomicznie Ameryką, widzianą z perspektywy świetnie sytuowanego lekarza, pracującego w klinice uniwersyteckiej miasta St. Louis - jest po prostu przepaść. Tu jest szaro i zgrzebnie - tam zasobnie, kolorowo, nowocześnie. Bohaterka "Położnej" Jenny Lee (Jessica Raine) oraz jej koleżanki - zarówno świeckie, jak i zakonne położne pracujące na rzecz lokalnej społeczności - jeżdżą na skrzypiących i rozlatujących się rowerach. Virginia (Lizzy Caplan), która zaczyna pracę jako asystentka doktora Mastersa (Michael Sheen) może sobie pozwolić na zakup własnego samochodu - choć samotnie wychowuje dwójkę dzieci i raczej z trudem wiąże koniec z końcem.

Położna kontra położnik

'Z pamiętnika położnej'"Z pamiętnika położnej" fot. BBC fot. BBC

To, czy bohaterem jest mężczyzna, czy kobieta ma kolosalne znaczenie - zwłaszcza w kontekście nierównego traktowania płci w przedstawianej epoce. Ale nie tylko. Doktor Masters reprezentuje świat intelektualny, jego badania nad seksualnością, droga do naukowej sławy to opowieść ciekawa, sama w sobie pikantna, ale jednak dość sucha. I nawet, jeśli jego nieodłączna towarzyszka Virginia sprawia, że mamy tu i kobiecą perspektywę (ze wszystkimi spodziewanymi niuansami, dotyczącymi postrzegani roli kobiety w tamtym czasie), to jednak wciąż patrzymy na świat oczyma wykształconego, majętnego, białego (owszem - ma to znaczenie) mężczyzny, który ma wszelkie środki i możliwości, by stanąć do walki z uprzedzeniami i niechęcią środowiska do kwestii seksu. I czyni to, posługując się żelazną wolą oraz naukową metodologią - ze stoperem w ręce i wszelką dostępną aparaturą badawczą. Ten laboratoryjny klimat odciska swoje piętno na tej historii - nie wolnej bynajmniej od emocji - ba! namiętności.

Masters of SexMasters of Sex materiały prasowe materiały prasowe

"Pamiętniki" to z kolei kopalnia historii kobiecych - czasem śmiesznych, przeważnie jednak strasznych, bo dotyczących kobiet biednych, niewykształconych, zostawionych własnemu losowi. A dramatyczny moment, jakim są narodziny dziecka wiele tych historii katalizuje. Są więc wielodzietne emigranckie rodziny, są nieletnie matki, którym organizacje kościelne odbierają dzieci, są aborcje i gwałty. Jest też opowieść o trudnej pracy w trudnych warunkach i osobistym dojrzewaniu "panienki z dobrego domu", która konfrontuje się z losami osób mniej uprzywilejowanych. Tak zupełnie na marginesie nasuwa się też wniosek, że położna jest po prostu bliżej kobiety niż lekarz - jego interesują parametry, ona musi wejść głębiej w konkretną sytuację, by lepiej pomoc swej podopiecznej.

Golizna kontra habit

Heléne YorkeHeléne Yorke Kadr z 'Masters of sex' Kadr z 'Masters of sex'

"Masters of sex" z racji podejmowanej tematyki: badań nad aktem seksualnym jako takim, pokazuje sporo nagich ciał, podczas gdy osadzony w realiach przyzakonnego domu opieki "Pamiętnik" rozgrywa się w świecie surowych obyczajów i reguł. Oczywiście bohaterki opowieści o położnych to młode kobiety, więc w ich życiu oprócz pracy jest miejsce na taniec, alkohol, a nawet niekiedy seks, to jednak obyczajowe wyzwolenie jest dość pozorne i właściwie kończy się na "buntowniczym" paleniu papierosów jak siostra przełożona nie widzi. Seks przed- czy pozamałżeński należy tu do sfery ścisłego tabu - na tym tle Virginia Masters ze swoim rozbuchanym życiem erotycznym i znajomością sztuki kochania wydaje się przynależeć jednak do innej epoki. Co zresztą krytycy regularnie zarzucają twórcom serialu, jako rażący anachronizm.

Słodycz kontra gorycz

Tym razem Stopklatka TV (tak mamy taką telewizję!) poprosiła zwierza czy nie napisałby coś o serial "Z pamiętnika położnej" (Call the Midwife) który rusza u nich 7.09. o 17:55

'Z pamiętnika położnej'"Z pamiętnika położnej" fot. BBC "Z pamiętnika położnej"

"Z pamiętnika położnej" , choć realia epoki baby-boomu w biednej londyńskiej dzielnicy sugerują raczej ponury dramat społeczny (coś jak filmy Terrence'a Daviesa czy Mike'a Leigh), okazuje się dość cukierkowo-słodki, co moim zdaniem odbiera mu w dużym stopniu wiarygodność. Konflikty rozwiązują się nazbyt gładko, a nad ludzkimi tragediami przechodzi się tu szybko do porządku dziennego, bez żadnej próby zgłębienia ich - ot, jeszcze jeden "malowniczy" rys epoki. W opowieści o Mastersie - przeciwnie: wychodząc od wystylizowanego obrazka, twórcy nieustannie starają się zajrzeć za jego podszewkę. A tam czają się historie ludzi uwięzionych we własnej seksualności: zdrada, bezpłodność, oziębłość, homoseksualizm, prostytucja, zahamowania - te tematy przewijają się jak w kalejdoskopie. I poruszają.

Wątek ryzyka, jakie podjął Masters, decydując się zająć seksuologią, czyli podejrzaną, brudną i ciemną sprawą jest właśnie interesująco rozegrany w kontekście obyczajowym. Doktor skutecznie szantażuje rektora (Beau Bridges), grożąc upublicznieniem jego homoseksualnych skłonności. Ma to o tyle gorzką wymowę, że Masters i Johnson, którzy po latach wspólnych badań stali się parą także prywatnie, byli entuzjastami niesławnej terapii reparatywnej. Kilka lat temu w amerykańskiej prasie skandalem odbiły się doniesienia o tym, że sfałszowali część badań dotyczących udanych "konwersji" gejów. Prawda bywa bolesna.

Nie chcę nikogo przekonywać, że ten serial lepszy, a drugi gorszy, są bowiem w mojej ocenie na tyle różne, że trudno je wystawić w jednej konkurencji. Warto oglądać oba, bo ciekawie ze sobą korespondują. A jeśli będziecie gotowi na jeszcze bardziej brutalne prawdy o tamtych czasach, to polecam traktujący o początkach telewizji "Czas prawdy" z Romolą Garai i Benem Whishawem. Ten serial bowiem nie poprzestaje na estetycznej idealizacji przeszłości, jak wiele innych kostiumowych produkcji, ale naprawdę przenosi w inne realia.

Więcej o:
Copyright © Agora SA