"Monster High" i inne potwory - skąd czerpać dobre wzorce dla dziewczynek?

Jest wiele chorób zakaźnych, które dzieci przynoszą z instytucji edukacyjnych. Oprócz ospy czy szkarlatyny są to również okresowe mody na określone bajki czy serie zabawek. Jako rodzica niepokoi mnie przekaz, jaki niosą niektóre z nich. Na szczęście nie jest jeszcze tak źle, bym nie mogła stworzyć lepszej jakościowo alternatywy i pokazać córkom, że nie tylko paskudne lolitki w miniówach są cool.

Znacie "Monster High" ? Nie? To się cieszcie. Życie w nieświadomości jest bardzo przyjemne. W skrócie: to wyprodukowana przez firmę Mattel (tę od Barbie) seria lalek a także komiksów i filmów rysunkowych (teraz bajki produkuje się, by skuteczniej sprzedawać zabawki - o odpowiednio obrandowanych ciuchach i gadżetach nie wspominając) przedtawiających potworne dziewczynki - wampirzycę, zombiczkę, wilkołaczkę, frankensteiniczkę... Dziewczęta są dość wyzywająco odziane, mocno umalowane i zajmują się głównie problemami pierwszego świata w rodzaju "co założyć na imprezę?". Rozumiecie, że jako matka sześciolatki odczuwam pewną niechęć w stosunku do tego produktu? A wiem od rodziców starszych dziewczynek, że za rogiem czeka już następczyni Hany Montany - "Violetta" i też, delikatnie mówiąc, nie jest to promocja cnót, które pragnęłabym w córkach pielęgnować.

Fot. materiały prasowe

Rodzicielstwo uczy pokory i wciąż każe rewidować swoje wcześniejsze założenia. "Moja córka nie będzie chodziła w różowych falbaniastych kieckach i bawiła się Barbie." - mówiłam na etapie niemowlęctwa starszej. Obecnie kiedy kłócimy się o każdą część garderoby z logo "Monster High" (ma być!) z rozrzewnieniem myślę o konikach Pony, disneyowskich księżniczkach, a świnkę Peppę to całowałabym w te milutkie czerwone policzki. Kochana, mądra Peppka, chrum-chrum. Koniki ładnie mówią o przyjaźni i są dowcipne, wśród księżniczek zdarzają się takie silne, mądre dziewczyny jak Tiana ("Księżniczka i żaba" jest jedną z najpięknieszych animacji ostatnich lat także pod względem czysto estetycznym), zaś Peppka to rewelacyjnie przemyślane, inteligentne i zabawne przygotowanie do różnych codziennych sytuacji w domu i przedszkolu.

Niestety nie wszystkie produkcje (i produkty), z którymi moje dzieci mają i będą miały styczność niosą równie krzepiące przesłania. Wiele z nich pokazuje dziewczynki jako istoty, których świat ogranicza się do ubioru oraz (ewentualnie) flirtu, zaś szczytem osiągnięć jest zostanie projektantką ciuchów lub piosenkarką. Nie żeby to było złe samo w sobie, ale jeśli wszystkie budowane są na podobnym schemacie i w tej masowej produkcji nie ma bajek o młodych sportsmenkach, artystkach czy naukowcach, to jest to po prostu ograniczające i kieruje aspiracje dziewczynek tylko na jeden tor. Boję się, że pozostawione sam na sam z tym przekazem córki mi zidiocieją, bo będą się starały naśladować te tworzone na jedno kopyto bohaterki.

Na szczęście - mówię to z perspektywy wielu przegranych bitew - ta wojna jest jeszcze do wygrania. Ale zmieniam taktykę: zamiast toczyć boje o każdą lalkę Barbie (aktualnie 11 sztuk) przedstawiam córkom ciekawe alternatywy. I to działa!

fot. Sony Xperia

A co takiego mianowicie? W ramach walki o rząd dusz i wojny podjazdowej z masowym przekazem podsuwam moim córkom alternatywne wzorce. Na szczęście nie brakuje inspiracji - życiorysy wybitnych jednostek dostarczają jej aż nadto. A ponieważ nie ja jedna wpadłam na taki pomysł, by opowiadać dzieciom o wielkich ludziach, ich dziełach, odkryciach itd. to na rynku jest całkiem sporo świetnych książek, które stanowią niezłą odtrutkę na zalew kiczu, tandety i głupoty. Wszystkie wymienione polecam szczerze, bo przetestowałam na (małych) ludziach.

fot. Sony Xperia

"Maria Skłodowska-Curie" , Małgorzata Sobieszczak-Marciniak

Skłodowska jest absolutną idolką mojej starszej córki (choć numerem jeden pozostaje w jej sercu Alexander Fleming - jeśli ktoś zna dobrą książkę dla dzieci o Flemingu, to bardzo proszę o wskazówkę!). A ta książka przynosi nie tylko garść faktów, ale też archiwalne zdjęcia (to z małymi córkami i to z rowerami bardzo się podoba dzieciom, każą je sobie pokazywać za każdym razem dokładnie), a w dodatku skonstruowana jest tak, by na bieżąco sprawdzać co dziecko zapamiętało z lektury. Oraz by czuło, że zdobywa w ten sposób cenną wiedzę i było z siebie dumne.

fot. Sony Xperia

"Pionierzy" , Marta Dzienkiewicz, ilustracje: Joanna Rzezak, Piotr Karski

"Poczet niewiarygodnie pracowitych Polaków" to zbiór krótkich tekstów o odkrywcach, podróżnikach, inżynierach, biznesmenach. Obok Kazimierza Funka, Stefana Banacha czy Jana Czochralskiego (sylwetki wszystkich warto dzieciom przybliżyć, nie ma dyskusji) znalazły się tu krótkie opowieści o m.in. Wandzie Rutkiewicz i Helenie Rubinstein. Fajnie, kiedy można z córkami dyskutować o tym, czy Wanda nie bała się sama w górach albo czy Helena miała świetny łeb do interesów. Walory edytorskie tej książki też mają znaczenie - właściwie każda strona jest dziełem sztuki!

fot. Sony Xperia

"Nazywam się... Albert Einstein" Lluis Cugota

To jedna z pozycji serii o wielkich ludziach (ukazały się już w niej książki m.in. o Szekspirze, Koperniku, czy Mozarcie) - bardzo fajnie opracowana, ale dla moich córek okazała się jeszcze trochę nieprzystępna. Kupiłam tego Einsteina, żeby dzieci miały o nim nieco większe pojęcie niż "ten pan, który przyjaźnił się ze Skłodowską" . No cóż Albercie, kiedyś na pewno cię docenią za twoje osiągnięcia. Niech no tylko jeszcze odrobinę podrosną.

fot. Sony Xperia

"Wielkie małe kobietki" Aleksandra Polewska

Świetny pomysł na krótkie opowiadania o dzieciństwie znanych kobiet: Agathy Christie czy Coco Chanel. Dzieci uwielbiają ten typ opowieści "a jak byłaś mała" więc przemycenie im w tym formacie inspirujących historii o odkrywaniu własnych predyspozycji i talentów (bardzo różnych) ma sens. Poza tym to znów zaproszenie to dalszego odkrywania na własny rachunek dorobku opisanych dam. U nas rządzi Christie - ale na razie nie będę czytać małym potworom kryminałów na dobranoc. Nawet jeśli "Monster High" uodporniło je na makabrę.

Upodobanie do makabry zresztą też udaje mi się wykorzystywać w swoich niecnych celach i na fali zainteresowania kościotrupami podsuwam córeczkom twórczość Tima Burtona. Całkowity sukces, bo "Miasteczko Halloween" należy od kilku miesięcy do najczęściej oglądanych i absolutnie ukochanych bajek. "To jest tak pięknie straszne, mamo" - mówi starsza. Otóż to, TO jest piękne. A przy okazji okazało się, że Helena Bonham-Carter jest postacią ze wszech miar interesującą, a córki są głodne opowieści, zdjęć i ról tej pięknej pani (wszystko w swoim czasie).

 

Ponieważ wiem, że współczesne dzieci nie ufają niczemu, co nie ma własnego merchandisingu, to opowieści o inspirujących paniach i panach postanowiłam wesprzeć także odpowiednio dobranym znakiem towarowym - córki noszą więc z dumą przypinki z podobiznami Skłodowskiej i Kopernika (do kupienia m.in. w Centrum Nauki Kopernik ). I tu w walce o dobre wzorce odniosłam wielkie, feministyczne zwycięstwo: młodsza córka uparcie mówi o Koperniku w rodzaju żeńskim (poczynając od tego, że gdy wybierała sobie przypinkę, to poprosiła o "tę panią z długimi włosami" ). KOPERNIK BYŁA KOBIETĄ! A została przypinką...

fot. Sony Xperia

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.