Miłość (własna) w czasach narcyzmu - o karierze "selfie"

"Selfie", czyli fotograficzny autoportret, został słowem roku według Oxford University Press, wydawcy słynnych słowników. Ponieważ znajomi zwą mnie "królową samojebek" poczułam się wywołana do tablicy, by podjąć temat i wyjaśnić: o co chodzi i po cholerę?

Język jest tworem żywym i ciągle pojawia się w nim coś nowego. W tym roku karierę robi "selfie" po naszemu, bardziej swojsko: "samostrzał " albo moja ulubiona "samojebka" . Skojarzenie z samogwałtem wydaje się w pełni usprawiedliwione, w końcu u podłoża samojebki leżą narcyzm i autoerotyzm: "Patrzcie jaka jestem piękna, fajna, modna, jak się świetnie bawię i gdzie bywam" . Fafa-rafa. Wiem dobrze, bo robię to nagminnie. Miana królowej nie zdobywa się z dnia na dzień, nieprawdaż.

Selfie queen

Niektórzy nie kryją oburzenia decyzją oksfordczyków, upatrując w tym kolejnego znaku upadku cywilizacji albo przynajmniej szaleństwa naszych czasów. Inni wzruszają ramionami i robią sobie jeszcze jedno wystudiowane zdjęcie z dzióbkiem, które wrzucą na swój profil, w którymś z serwisów społecznościowych. Narcyzm i neuroza nie są jednak niczym nowym w naszej kulturze ( Dominika celnie wypunktowała Sartre'a, że byłby królem samojebek na Placu Hipstera), autoportret to też zjawisko obecne w sztuce przynajmniej od czasów średniowiecza (w tym miejscu serdecznie polecam wyborny żart moich ulubionych Facecji - klasyczne dzieła sztuki opatrzone ramkami z Instagrama i hasztagami , jak rasowe "selfies"). Oczywiście nie twierdzę, że wykonane smartfonem "selfie" ma coś wspólnego z dziełami Durera, ale pomijając kaleką formę, to pewnie u podłoża drzemie ta sama ludzka potrzeba wyrażenia swojego ja. Każdy wyraża, jak umie. Rozwój technologii dał nam narzędzia, by wyrażać dużo i często. No to mamy.

Pan Griswold jest zdegustowany

Pomijając moją osobistą skłonność do strzelania sobie auto-fotek (o powodach jeszcze napiszę) muszę przyznać, ze jestem tym zjawiskiem zafascynowana. Jego genezą, psychologicznym tłem, ale też powszechnością ( WSZYSCY robią sobie samojebki! Dla mnie w tym zestawieniu wygrywa Meryl Streep) z jednej strony i totalnymi dziwactwami z drugiej. Samojebki aż się proszą o tanią psychoanalizę: że narcyzm, egotyzm i neuroza, że nieuświadomiony lęk przed samotnością a czasem samotność prawdziwa, że rozpaczliwe poszukiwanie więzi i wspólnoty. Są też wdzięcznym materiałem do analiz i budowania dorywczych typologii oraz jakże oryginalnej refleksji, że kiedyś to było lepiej, a ta dzisiejsza młodzież...

thecuriousbrain.com

Jak wszystko w naszej kulturze nadmiaru także samojebki przybierają wynaturzone, chore czy po prostu dziwne formy. O nurcie "selfies" pogrzebowych rozpisywała się jakiś czas temu prasa (przynajmniej ta angielskojęzyczna), i choć poraża mnie bijąca z nich niekiedy tępa bezmyślność, to przyznaję, że mój większy niesmak budzą jednak te strzelane (excusez le mot) na kiblu ... Wolę makabrę od skatologii, mimo wszystko. Choć zdjęcia w łazienkowych lustrach oczywiście sobie robię (zazwyczaj jest tam dobre światło po prostu). Z kolei nurt "udaję, że śpię" oraz "nogi-parówki" należą do moich absolutnie ulubionych. Owszem, praktykuję.

Gicz (cielęca) red.nacz.

Jak już wcześniej wspominałam samojebki nie są tylko (na)gminną rozrywką prostego ludu, ale też robią je sobie różnej maści osoby publiczne, sławy i celebryty - tu też mam swoich faworytów. Wzruszyła mnie ogromnie auto-fotka w kosmosie , którą niecałe dwa tygodnie temu zrobił sobie astronauta Aki Hoshide (od razu miałam przed oczami sceny z "Grawitacji" , rzecz jasna). To rzadki przypadek, gdy selfie jest nie tylko zabawne, ale też piękne i pouczające. Z kolei do łez śmieszy mnie autoironia, którą wykazał się Elijah Wood robiąc sobie zdjęcie na tle swojego zdjęcia z "Władcy Pierścieni" . Jednak wszelką konkurencję wygrywa polaroidowa fotka sprzed kilku dekad : Mary Sean Young i Harrison Ford na planie "Łowcy androidów" . Czyli, jak zwykle: nic nowego pod słońcem to całe "selfie". I naprawdę się cieszę, że na planie jednego z moich ulubionych filmów znalazły się osoby wystarczająco puste i bezrefleksyjne, by zajmować się strzelaniem samojebek. Ich wartość dokumentalna (nie mówiąc o sentymentalnej) jest wielka.

Skoro już uderzam w osobiste tony, to wróćmy do mnie. (W poniedziałek: ja, we wtorek: ja, itd.). Po co robię samojebki? Mogłabym oczywiście ściemniać, że to taki artystyczny projekt w stylu Opałki, że badam upływ czasu, albo że mam nerwicę natręctw i uspokaja mnie powtarzalność póz i sytuacji. Ale nie, nie będę kłamać. Oprócz oczywistej chęci folgowania swej egotycznej naturze i zaspokajania próżności (zawsze ktoś skomentuje, że doprawdy JAK NA SWÓJ WIEK to całkiem jeszcze dobrze wyglądasz ) przyczyna jest niestety banalna i wściekle prozaiczna. Jestem z natury niefotogeniczna i na tzw. "normalnych" zdjęciach wychodzę paskudnie. Chyba, że sama je sobie zrobię i z 200 ujęć wybiorę to jedno, na które da się patrzeć bez obrzydzenia. Nikomu innemu by się nie chciało, prawda?

Nieprawda, bardzo piękne zdjęcia robi mi przecież Agata. Całe życie na nią czekałam! A najpiękniejszy komplement jaki usłyszałam ostatnio brzmiał: wyglądasz lepiej niż na tych swoich samojebkach... Ale nie myśleliście chyba, że to się tak skończy?

Czerwona i czarne

Na prawo i lewo

Pani i pan

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.