Zacznę od tego, co wyrwało mi z piersi wcale nieudawany okrzyk zachwytu. OCH! Po prostu. Agata podesłała mi link do tej notki z męskimi metamorfozami stylu i od razu zaczęłyśmy roztaczać sobie idylliczną wizję, że jakby było wspaniale gdyby nagle tak WSZYSCY panowie (a zwłaszcza ci, których znamy i kochamy. I cierpimy patrząc na ich przyodziewek) przeszli taką przemianę. Albo jakąś inną, w końcu styl to rzecz indywidualna, byleby jednak jakiś był. Bo mogliby tak dobrze, OCH! jak dobrze!, wyglądać...
Metamorfoza Jakuba w konkursie na stronie Mr.Vintage Metamorfoza Jakuba w konkursie na stronie Mr.Vintage Metamorfoza Jakuba w konkursie na stronie Mr.Vintage
Mr. Vintage , czyli blog Michała Kędziory, zachwycił mnie absolutnie. Nie dlatego, że jestem pasjonatką mody i to akurat męskiej. Jednak po pierwsze doceniam dobrą robotę kiedy ją widzę - a ten blog jest pierwszorzędną: pisany z pasją, znawstwem, estetycznie korespondujący z tematem, spójny i CIEKAWY (przebobrowałam archiwum i chcę więcej!). Po drugie zaś naprawdę wierzę w organiczną pracę u podstaw. Mam nadzieję, że Mr. Vintage spełnia taką rolę, niosąc kaganek modowej oświaty w tłumek polskich chłop(c)ów. I może przynajmniej paru dozna oświecenia - jak wynika z notki, którą podlinkowałam na początku zmiana stylu jest możliwa i bywa naprawdę spektakularna. Nie ma też beznadziejnych przypadków - dzięki za ten okruch otuchy! Bo ja tak bardzo, strasznie i ogromnie lubię patrzeć na dobrze ubranych mężczyzn. I po kryjomu fantazjuję sobie niecnie na temat różnych miłych panów, których chętnie ubrałabym ładnie... OCH!
Mr.Vintage - OCH! Mr.Vintage - OCH! Mr.Vintage - OCH!
Mr. Vintage podoba mi się też jako przykład wzorowej (bo dyskretnej i sensownej) współpracy blogera z marką. Pan Michał otwarcie pisze , że:
Dla mnie to jasne i uczciwe - a wykonanie na przykładzie obecności na blogu marki Ballantine's, oceniam jako znakomite i profesjonalne. Mr. Vintage jest blogerem profesjonalnym, tzn. utrzymuje się z prowadzenia swojego bloga i robi to w sposób naprawdę profesjonalny , co bynajmniej nie jest regułą w przypadku zawodowych blogerów, i budzący szacunek, co jest jeszcze rzadsze.
Przy okazji zapraszam: w najbliższy wtorek w naszym mateczniku feminazimu, czyli w siedzibie Matki Agory odbędzie się spotkanie " Żyli długo i szczęśliwie, czyli jak zawrzeć idealny związek z blogosferą " poświęcone właśnie zagadnieniom współpracy blogerów i vlogerów z reklamodawcami. Może być ciekawie, bo udział bierze mój ulubieniec Kominek .
miloscpo30.net
I tu płynnie przechodzę do krainy FOCHA! To niechlubne wyróżnienie przyznaję w tym tygodniu autorowi bloga Miłość po 30 . Niejaki Ray Grant jest niewątpliwie interesującą postacią: grafikiem, muzykiem, kowalem (własnego losu takoż). I Czytelnikiem Focha, jak wynika z lektury jego bloga - nałogowym. Dzięki temu zresztą trafiłam na jego stronę, bo podlinkował jeden z tekstów nadesłanych do naszej redakcji. Trafiłam i od razu na wstępie mały foszek, bo autor pisze tak:
Phi! Foszek! Do nas piszą fajne dziewuchy. Mądre dziewuchy. I nie dlatego, że takie z nich desperatki, tylko coś im ten nasz Foch daje. Coś, co najwyraźniej umyka oku pana Raya. Bo poświęcił Fochowi, a właściwie krytyce naszego serwisu (nie jesteśmy portalem, proszę pana. Jeszcze.) całą notkę zatytułowaną, jakże adekwatnie, "Strzelam focha" . Niestety na tytule adekwatność się kończy.
Nie odróżniać serwisu od portalu i uważać, że fanpage to od słowa fun - faktycznie coś z poziomu Junior Brand Managera tu mamy. Dalej krytyka jest jeszcze bardziej miażdżąca i właśnie w tym merytorycznym stylu czyniona. Z dużą dozą sarkazmu. I żeby było jasne: nie mam nic przeciwko krytyce. Ani sarkazmowi. Ba! Cenię sobie niezmiernie. Natomiast nie podoba mi się metoda: na podstawie trzech losowo wybranych tekstów z Focha (akurat przypadkiem czystym są to dwa bardzo dyskusyjne pod wieloma względami felietoniki o wysokich mężczyznach i paździerzowych chłopcach ) wnioskować o całości serwisu, jego wartości i poziomie? W dodatku na wszelki wypadek nie dostrzegając felietonowej formy i mocnej hiperbolizacji wzmiankowanych tekstów? Na zasadzie: one piszą te bzdury na poważnie, zobaczcie co za głupie baby.
FOCH! To nie jest krytyka, to jest czepialstwo. I ja tą samą metodą na podstawie dwóch notek mogłabym Raya Granta pogrzebać. Bo niepodobamisięijestsłabe . Ale nie zrobię tego, bo mimo FOCHA! jestem w stanie dostrzec wartość jego tekstów. Choć większość z nich dotyczy zupełnie obcych mi spraw i problemów - nie mam bipolara i nie jestem gejem. Ani kowalem. Ale umiem czytać ze zrozumieniem i to nas pięknie różni.
P.S. bardzo podoba mi się panie Rayu słowo "foszanka" - kupuję. A za ruch jaki zrobiłam na pana blogu nie trzeba dziękować - na zdrowie.