Dzieci w promocyjnej cenie - chcecie mojej kasy, to się postarajcie

Wczorajszy tekst Agaty, w którym zżymała się na niejakiego Pana Grzegorza i jego list z narzekaniami, że utrzymanie pięciorga dzieci jest kosztowne, dał mi do myślenia. Bo może nie oczekuję, że państwo mi coś DA ZA DARMO, ale chciałabym aby rodzina z dziećmi była lepiej traktowana jako płatnik i konsument. Bo więcej płaci.

Pan Grzegorz ma pięcioro dzieci i jak pisze na ich wychowanie wydaje fortunę.

Ja mam dwoje, więcej nie zamierzam - między innymi dlatego, że mnie na to nie stać. Argument ekonomiczny nie jest tu może najważniejszy (WIEM, że nie przeżyłabym kolejnej ciąży), ale ma znaczenie. Już teraz ledwo zipię finansowo, a przy trójce, czwórce, czy piątce dzieci musiałabym się po prostu zarżnąć. Tak, JA - bo jakoś nie wyobrażam sobie przejścia na etat domowy i zwalenia obowiązku finansowania rodziny tylko na Ojca Moich Dzieci (chyba, że byłoby kilku ojców? Pomysł wart rozważenia...)

Daleka jestem od określania ludzi, którzy mają więcej dzieci niż ja, mianem "bezmyślnych dzieciorobów". Pomijając oczywiste chamstwo takiego sformułowania oraz tzw. rodziny patologiczne (nie o nich tu rozmawiamy przecież), po prostu rozumiem, że miłość do dzieci może wziąć górę nad kalkulacją i rozsądkiem. A niektórzy po prostu mają wystarczająco dużo kasy, by na luzie utrzymać i sześcioro, więc nie ma co się ciskać.

Równie daleka jestem od roszczeniowej postawy, że skoro mam więcej dzieci, to należy mi się więcej ze strony państwa i jego instytucji. Choć niezwykle cenię uprzejmość ludzi czy instytucji, którzy potrafią wspomóc matkę/rodzinę. Bardzo bym chciała by tej uprzejmości było więcej - bo wszystkim będzie żyło się lepiej, zapewniam. Życzliwość to taki niesłusznie zapomniany wynalazek zachodniej cywilizacji śmierci.

Nie oczekuję ulg (ale jak są to korzystam - becikowe też dwukrotnie pobrałam, akurat wystarczyło na pojedyncze raty szczepień), dopłat i specjalnych funduszy. Oczekuję jedynie, że państwo będzie mi zabierać jak najmniej kasy, pozwalając korzystać z tych zasobów finansowych, które mam wedle mojego uznania - czy dotyczy to edukacji, czy służby zdrowia. Kto ma dzieci ten wie, że w tych "obszarach" wydaje się krocie.

I tu dochodzimy do sedna: rodzina z dziećmi wydaje masę forsy. Wydaje nie dlatego, że ma taki kaprys: wydaje, bo musi. Na żarcie, ubrania, buty, gadżety, zabawki, książki, filmy, rozrywki, usługi, wakacje, transport, szkołę. Wydaje ciągle i nieustająco, bo ma większe potrzeby niż osoba samotna.

Płacę podwójnie

Klient idealny jednym słowem. A skoro taki idealny to może lepiej o niego zadbać? Dać mu zniżkę? Rodzinną promocję? Specjalną ofertę? Jeśli kupuję buty dla dwójki dzieci, to może rabat? A jeśli wykupuję prawie cały przedział w pociągu, to może chociaż tańsze miejscówki? Skoro potrafią to robić (czytaj: dostosowywać ofertę do potrzeb i możliwości rodziny) sieciowe supermarkety i światowe linie lotnicze, to czemu nie dostawcy usług, muzea, kina czy knajpy? Skoro mogą mieć groszowe oferty lunchowe dla korpo-ludków, to czemu nie tańsze obiady dla czteroosobowej (albo większej) rodziny? A jak jeszcze weźmiemy ze sobą dziadków, albo wujka i ciocię? Słyszycie ten miły szelest banknotów i słodki brzęk monet? Ka-ching!

Lepsze traktowanie rodziny się po prostu opłaci: zadowolony klient wróci i znów wyda dużo kasy. Więcej niż singiel, nawet rozrzutny. Także szanowni usługodawcy, sprzedawcy dóbr wszelkich i marki (także nocne) jeśli chcecie moich pieniędzy, to przekonajcie mnie, że lepiej je wydać u Was. Bo lepiej zadbacie o mnie i moje dzieci. Bo cenicie mnie jako klienta. Ja wiem, że jestem klientem lepszym, czas żebyście sobie przekalkulowali to i Wy.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.