Pokaż mi, co o swoim dziecku publikujesz na Fejsie, a powiem ci kim jesteś

Drodzy rodzice, żyjemy w dobie Parentingu 2.0, czyli rodzicielstwa internetowego. Sieć niesie zarówno możliwości, jak i zagrożenia - wiadomo. Niektóre straszniejsze niż czający się wszędzie pedofil.

Na pewno warto w świadomy sposób podchodzić do okołodzieciowych treści, które wpuszczamy w sieć. Jak wynika z  infografiki Kidla.pl i Brand24 w internecie jest mnóstwo informacji o naszych dzieciach. Czy wszystkie potrzebne?

Temat został już na Fochu poruszony przez naszą Czytelniczkę Agnieszkę , która pisała o nadreprezentacji zdjęć dzieci na profilach społecznościowych rodziców. Ale zdjęcia to nie wszystko. Także w statusach na Facebooku, na blogach i forach chętnie piszemy o dzieciach: narodzinach i urodzinach, kolejnych etapach rozwoju, wychowaniu, spacerach, zabawach i chorobach. Zdarza się też, że o pieluchach, kupkach, smarkach i innych smakowitych aspektach posiadania potomstwa.

To są niewątpliwie treści zbędne, choć można zrozumieć emocje "świeżych" rodziców ekscytujących się nocniczkowymi osiągnięciami bajtla albo przerażonych jego pierwszym spektakularnym rzygiem podczas jakiejś choroby. Pozostaje mieć nadzieje, że wpisy tego typu utoną w tej wielkiej kloace jaką jest internet i się dzieci potem nie będą wstydzić. Bo przecież to już chwila moment i zaczną same korzystać z netu. Przy okazji: macie w znajomych na profilach społecznościowych swoich rodziców albo nastoletnie dzieci?

Mama myśli o statku podwodnym w kształcie rekina

Nie będę jednak przesadnie rzucać kamieniami, bo nie jestem bez winy: raportuję na Fejsie choroby i niesubordynacje moich dziewczynek, entuzjazmuję się wspólnymi wyjściami z dziećmi do kina, czy błogim nic-nie-robieniem podczas weekendu. W moich tekstach na Fochu też chętnie sięgam do repertuaru zabawnych powiedzonek i oryginalnych pomysłów córek. Starsza ma nawet swojego bloga (choć tego akurat prowadzi Pan Tata, ja się ograniczam do cytowania na Facebooku). Anegdotki o dzieciach bywają naprawdę nośne (ileż lajków można zebrać...).

Zdjęcia też oczywiście wrzucam, ale pilnuję się by nie były to jednak rozkoszne golaski w wannie. Tutaj zagrożenia widzę konkretne - mówi o nich m.in. akcja "Pomyśl, zanim wrzucisz" , choć mi osobiście bardziej na sercu leży kwestia naruszenia prywatności i godności osobistej moich dzieci, a nie ten straszny zębaty pedofil. Bo też nie nie dajmy się zwariować: czy naprawdę trzeba drżeć publikując zdjęcie dziecka na plaży w stroju kąpielowym? To może i nie chodzić na tę plażę, bo kto wie czy za wydmą nie czai się pedofil z długim obiektywem? Albo ajfonikiem, którym cyknie zdjęcie w sekundę.

andrzejrysuje.pl

No i co z tego wszystkiego wynika? Że nie ma siły: będąc rodzicami odczuwamy przemożną chęć dzielenia się ze światem tym, jak cudowne, mądre, urocze, zabawne i zdolne są nasze dzieci. A że mamy do dyspozycji znacznie więcej narzędzi do rozpowszechniania takich informacji (nasze biedne matki mogły tylko babom w kolejce opowiedzieć), to i nie dziwota, że z nich korzystamy.

Miejmy jednak w pamięci dwie rzeczy: część naszych znajomych ma centralnie w dupie osiągnięcia naszych słodkich maleństw - nie spamujmy ich nadmiernie, bo się zniechęcą (i do dzieci, i do nas). A dzieci dorosną i zaczną wrzucać do sieci dowody naszej starczej demencji, zgrzybienia i czego tam jeszcze. Nie będzie miło, oj nie.

rys. Janek Koza

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.