Eeee, zakupy... Blaski i cienie kupowania w sieci

"Pan kurier!" - tak moje dzieci reagują na dźwięk domofonu. Może być jeszcze pan listonosz (Allegro!), ale wizyty panów kurierów, którzy "dostarczają zamówienie" są u nas stałym elementem dnia codziennego. Bo ja naprawdę sporo kupuję w tym internecie.

Większość moich życiowych aktywności jest wirtualna, więc skoro i tak spędzam trzy czwarte doby z głową w komputerze, to nic dziwnego, że i zakupy robię głównie on-line. Choćby z tej prozaicznej przyczyny, że nie mam czasu na chodzenie po sklepach. A jak mam chwilę, to wolę posiedzieć w kawiarni, niż latać po hipermarkecie, czy innej galerii handlowej. Za stara jestem na galeriankę - bliżej mi do kawiarnianej inteligencji. Zdecydowanie.

Co kupuję? Wszystko. No prawie: nic nie zastąpi wizyty w piekarni i zapachu świeżego chleba, owoce, warzywa i zioła też wolę kupić na okolicznym bazarku. W ogóle zakupy w małych zaprzyjaźnionych sklepikach, w których nie tylko zrobisz sprawunki, ale poplotkujesz chwilę a bywa, że właściciel poczęstuje cię znakomitą cytrynówką (prawdziwa historia) to osobny temat - chętnie go podejmę przy jakiejś okazji. Ale całą resztę kupuję w sieci.

Kurier dostarcza

Podstawowe

Takie codzienne nudne zakupy "do domu" realizuję zazwyczaj w wirtualnym Leclercu - Hipernet24.pl . Wszystkie te ciężkie "chemie", zgrzewki wody, zapasy kawy i herbaty, kaszy i cukru - klik, klik, 20 minut i załatwione. Bez szukania po półkach, dreptania z koszykiem i stania w kolejce do kasy. A pan kurier wniesie na czwarte piętro (bez windy) - dla mnie to kolejna ogromna zaleta sieciowych zakupów. Minusy? Za dostawę trzeba dodatkowo zapłacić, choć na przykład we Frisco , z którego zaczęłam korzystać ostatnio, zamówienia powyżej 100 zł mają darmowy dowóz. Ceny poszczególnych produktów są jednak trochę wyższe niż w Hipernecie24 - trzeba to sobie samemu pokalkulować, co się bardziej opłaca. Mój kręgosłup mówi, że jemu się najbardziej opłaca, że to nie ja targam te wszystkie rzeczy po schodach. Dlatego czasem pozwala mi zaszaleć zakupowo w takiej Almie . Ja zaś marzę, by można było kupować on-line w Lidlu - i wcale nie tylko dlatego, że ich dział z winami to miejsce, w którym najlepiej się relaksuję.

Zachcianki

Kiedy sprawy bytowe są już pod kontrolą i wiadomo, że dzieci nie pomrą z głodu bo w domu są biszkopciki i makaron, można pozwolić sobie na mniejsze lub większe szaleństwa. Niektóre nawet całkiem racjonalne. Moim ukochanym sklepem, w którym kupuję rzeczy szalenie praktyczne (co nie znaczy: potrzebne) jest Tchibo . Mam słabość zwłaszcza do ślicznych produktów kuchennych (Silikonowe foremki w różnych kształtach i kolorach? Pomarańczowe patelnie? Łyżka do lodów w kolorze fuksji? Nie umiałam się oprzeć...), ale wiecie: co tydzień jest nowa kolekcja i czy będzie to pościel dla dzieci, koc piknikowy, czy stroje do fitnessu - zawsze znajdzie się coś wartego uwagi. Niestety.

Kolorowa kuchnia wg Tchibo

Rezerwuarem tęsknot i zachcianek jest oczywiście Allegro za pośrednictwem którego nabywam przysłowiowe mydło i powidło. Zabawki dla dzieci (lepsze ceny i większy wybór niż w realnym sklepie), używane ubrania (sknera mi się włącza, gdy trzeba dzieciom te ciuchy co trzy miesiące  kupować), rozmaite pierdolety do domu (na przykład takie coś na kuchenkę żeby można było mały garnuszek na palniku postawić), szmatki dla matki (ciuchy to osobna kategoria, jeszcze do niej wrócimy), a bywało, że części zamienne do wózka, czy rękawice bokserskie też tam znalazłam. Najnowsza zdobycz, z której jestem szczególnie dumna i na którą czekam z utęsknieniem to koszulka z napisem: David Bowie Changed My Life . Jak przyjdzie (pan listonosz dostarczy), to pokażę.

Wszystko on-line

Ciuchy

Skoro już o gałgankach mowa... Tak, przyznaję się: moja prokrastynacja ma na imię Showroom . Te długie, fascynujące godziny spędzone na oglądaniu ładnych, oryginalnych, nierzadko bezsensownie drogich cuchów. Wkładanie kolejnych pozycji do koszyka - nie zawsze zakończone zakupem, bo jednak rozsądek coś tam szepcze o rachunkach za prąd i innych takich. Ale zawsze jest to czas przyjemnie stracony, a wszystkie rzeczy, na które się zdecydowałam - czasem po długich deliberacjach, czasem pod wpływem impulsu (kupowanie ledżimsa o trzeciej nad ranem to dyscyplina sportowa, w której mam szansę na podium) - należą do moich absolutnych faworytów. Chabrowe ponczo od Cahlo i wszystkie dresy Riska to ciuchy, w których czuję się najlepiej na świecie.

Część w realu, część w wirtualu - a kolekcja rośnie

O dziwo, choć jestem fanatyczną buciarą, dość rzadko kupuję w sieci buty - wolę zmierzyć i upewnić się, że nie obcierają. Wyjątek czynię dla kolorowych balerinek z H&M , które zamawiam via Allegro w ilościach pół-hurtowych (niszczą się, skubane) oraz dla uwielbianych i opiewanych przeze mnie butów Clarksa , bo tu poluję na cenowe okazje. Z pewnymi sukcesami, muszę powiedzieć. W obu wymienionych przypadkach jestem pewna, że rozmiar będzie idealnie pasował. Eksperymenty z DeeZee , czy Butykiem kończyły się bowiem różnie. Na szczęście zawsze można odesłać - kolejne błogosławieństwo internetowych zakupów. Albo dać komuś w prezencie - większość moich nietrafionych zakupów kończy w szafach przyjaciółek lub mamy.

Ładne rzeczy

A ładnie to kupować prezenty przez internet? - po stokroć tak! Ładnie, wygodnie i fajnie. Brat ma urodziny/imieniny/gwiazdkę? Podsyłamy małżonce brata link, uzyskujemy aprobatę i sprawa załatwiona. Z bratową też to działa (bratu link wtedy). Co kupuję? A takie tam: fajne i ładne. Koszulki z napisami - nasz zaprzyjaźniony chrum.com albo Pan tu nie stał zrobią robotę. Parapetówka? Proszę bardzo: nowoczesny dizajn Fafarafa , retro Reborn albo może jakieś swojskie  Twórczywo ? Tylko miejcie na tyle rozumu, by nigdy, przenigdy nie kupowac na etsy , bo zginiecie. Ja się jeszcze bronię, ale ocean ładności zachęca, by w nim utonąć.

UPS, I did it again

Zagranica

I tu płynnie przechodzimy do zagranicznych internetów. W nich też płynę, oj płynę czasami ostro. Przede wszystkim brytyjski Amazon i jego darmowe dostawy (pan kurier!). Książki, płyty, filmy, komiksy - jest w czym wybierać. Oczywiście korzystam też z rodzimego Merlina ale wybór interesujących mnie produktów i cena wciąż lepsze TAM niż tu. Asos ma te same zalety co Amazon tyle że w branży odzieżowej: taniej, lepiej, więcej i pod drzwi. Z kolei Threadless od lat pozostaje niepokonane w dziedzinie oryginalnych i fajnych wzorów koszulek oraz bluz z kapturem. W dodatku wszystkie moje ulubione zagraniczne sklepy mają zwyczaj robić wielkie obniżki - na nie czyham i zamawiam. A stos rzeczy "za grosze" rośnie.

Rośnie też branża e-commerce. Na moje (i Wasze) pieniądze ostrzą sobie zęby mali i duzi sprzedawcy w sieci. I to jest główny minus tej sprawy: kasa strasznie łatwo wycieka i łatwo stracić nad tym kontrolę. Tu klik, tam klik, i tu okazja, tam wyprzedaż a pieniądze (wirtualne), znikają z konta (internetowego) jak sen jaki złoty.

Do napisania tego tekstu zainspirował mnie ciekawy wywiad ze znawcą branży . Pomijając fachowy żargon, który drażni, przesłanie jest proste: będziemy coraz więcej kupować w internecie, bo jest to proste i wygodne. A od jednego spontanicznego zakupu do nawyku droga niedaleka. Warto więc robić to bardziej świadomie. Co także sobie zalecam.

Dobre pytanie

Więcej o:
Copyright © Agora SA